Trudno wyobrazić sobie "lepszy" scenariusz katastrofy niż Titanic.
- koniec Belle Epoque.
- największy okręt świata o pretensjonalnej nazwie, który przez prasę został okrzyknięty
niezatapialnym
- najbardziej luksusowy statek świata
- jego pierwszy rejs
- ostatni rejs jego kapitana, który miał renomę bardzo bezpiecznego.
- przekrój pasażerów - od biedaków aż po najbogatszych ludzi na Świecie.
- o połowę za mała liczba szalup
- odpowiednio długi i spokojny proces tonięcia, który zwiększa dramaturgię
- nad wyraz spokojny ocean
- orkiestra grająca prawie do końca
- ksiądz, który modli się razem z pasażerami w momencie gdy statek idzie na dno (to także
autentyczny motyw)
- Guggenheim, milioner, który umiera jak dżentelmen w najlepszym ubraniu popijając brandy i
paląc cygaro (to także autentyk).
- kapitan i konstruktor statku, którzy razem idą na dno
- Ismay, dyrektor linii pasażerskich, którzy stchórzył i uciekł
- tchórzostwo ocalałych, którzy mogli uratować 300-400 ludzi, ale nie zrobili tego bo szkoda im
było miejsca w szalupach.
- ogromna liczba zabitych - 1500 osób.
- przepływający obok SS Californian, który mógł uratować ludzi z Titanica.
- a do tego wszystkiego race, całkiem jak w Sylwestra
To niesamowite, że życie napisało taki scenariusz. Że "postanowiło" zabrać ten największy,
niezatapialny statek już w pierwszym rejsie.
I jeszcze ten widok. Ludzie w szalupach słyszeli huk pękającej i wyginającej się stali, wołania
ludzi o pomoc, ale przede wszystkim widzieli ogromny, tonący i rozświetlony okręt, który
przełamał się na dwie części.
Dla tych ludzi, którzy tracili bliskich z pewnością było to potworne przeżycie, ale ta historia mnie
tak fascynuje, że dużo bym dał aby to zobaczyć na własne oczy. Za każdym razem gdy oglądam
ten film, zastanawiam się jak to rzeczywiście wyglądało. Np. czy faktycznie ktoś wpadł na pomysł
aby wejść za barierki podczas tonięcia części rufowej.
Zgadzam się w 99% xD
Skąd ten 1%?
SS Californian mógł pomóc, fakt, ale jak pisałam wcześniej, Titanic strzelał białymi racami, a pomoc wzywa się czerwonymi, stąd brak zainteresowania ze strony ów statku. Uznał, że to atrakcja dla pasażerów, nic więcej.
Twierdzę też, że ludzie będący na pokładzie Titanica do końca przeżywali coś strasznego. Bali się o własne życie, o bliskich, o to, co ich czeka. Czy umrą od razu, przez uduszenie, nadzianie się na coś. Czy będą umierali w katorgiach zamarzając lub wykrwawiając się. Jednak coś o wiele gorszego przeżywali ludzie w szalupach. Bo kto jak kto, ale ja to bym wolała umrzeć z myślą, że moja rodzina jest bezpieczna, że nie będę musiała żyć bez nich, niż patrzeć bezsilnie na ich śmierć. Sama wizja łamiącego się Titanica musiała być dla nich okropna. I jeszcze zastanawianie się, czy mój mąż jeszcze żyje. No cóż, siedzieć w szalupie z czarnym scenariuszem kłębiącym się w głowie, słuchając krzyków, pisków, wrzasków, zastanawianie się, czy to nie mój brat krzyczał, czy mój mąż nie wisi gdzieś martwy, patrzenie na przechylający, a potem łamiący się statek, czy śmierć? Ja sama wolałabym tę drugą opcję. Ale to tylko moje skromne zdanie ;)
Tez się z Tobą zgadzam.
Człowiek chyba nie napisałby lepszego scenariusza.
Powiem Ci, że mnie też fascynuje historia katastrofy Titanica. Bardzo tragiczna, ale niezwykle ciekawa historia.
Świetnie się ogląda druga część "Titanica" Camerona - poruszająca muzyka, dynamiczna akcja, napięcie, woda wdzierająca się na pokład i stopniowe przechylanie się statku, spuszczanie szalup w dół, panika, krzyki, piski.
Fajnie się takie rzeczy ogląda na filmie, gdy sam siedzisz w domu i jesteś bezpieczny, ale rzeczywiste uczestniczenie w takiej tragedii to koszmar.
Dla pasażerów Titanica to było coś strasznego.