Dla wielu będzie to ostatni film jaki zobaczą i ostatnia okazja aby dowiedzieć się dlaczego Rose DeWitt Bukater (Winslet) powinna iść do "pierdla".
{spoiler}
Gdyby przesunęła swój tłusty zadek, spokojnie pomieściliby się razem na tych pływających drzwiach.
Ale gdyby razem przeżyli to nie byłoby już tak wzruszająco i film by na tym stracił.
Wiem, to była ironia, bo bezsensu jest takie gdybanie "gdyby się przesunęła"... Zakończenie jest doskonałe.
pozwolę się nie zgodzić.kto powiedział, że ludzie lubią melodramaty? ja tam wolę filmy z szczęśliwym zakończeniem. wystarczająco dużo ludzi zginęło w Titanicu, mogli już ocalić tego Jacka.na pewno scenarzyści by coś wymyślili jakby chcieli.no ale coż ,najwidoczniej Leo musiał zginąć i nie ma zmiłuj jak się taki scenarzysta uprze:(
No może racja, nie każdy lubi melodramaty. Ale chyba tak się przyjęło w społeczeństwie, zwłaszcza u kobiet, że film jest wzruszający jak ktoś umiera, odchodzi i można za nim popłakać. Gdyby Jack przeżył... ja osobiście mniej bym płakała, już nie chodzi o samego Jacka, ale o Rose, która tyle straciła i to głównie dlatego się płacze, bo nie ma nic gorszego niż utrata ukochanej osoby, nawet w obliczu śmierci tysiąca osób to ten jeden wątek może być najbardziej wzruszający. Ja z wiekiem zaczęłam się bardziej wzruszać w innych scenach (stare małżeństwo na łożu, matka usypiająca dzieci, odchodzący kapitan czy poddający się Andrews). Ale i tak najbardziej płaczę w ostatniej scenie, którą świetnie podkreśla muzyka w tle. Myślę, że gdyby nie muzyka w tym filmie to dużo by mu to odjęło, ja w żadnym filmie nie spotkałam się z tak wspaniale dobrana muzyką, budującą napięcie.
Dokładnie, zgadzam się z Tobą w 100%. Muzyka to jednak to jest to, film bez muzyki już nie ma w sobie tyle magii i nie jest aż tak piękny ;p I tak samo, nie tylko ta scena z Jackiem była wzruszająca, tylko ta z kapitanem, ze starym małżeństwem i dziećmi... jak dla mnie cały film jest świetny i naprawde wart obejrzenia, dlatego w sumie się trochę dziwie że ma taką średnią, bo zasługuje na większą :)
Ja też z biegiem lat zaczęłam bardziej zawraca uwagę na takie sceny jak choćby to małżeństwo czy inne wymienione przez Ciebie, bardzo wzruszające momenty.
Oni oboje byli głupi, mogli otworzyć te drzwi na których ona pływała i wejść do środka, ale nieeeee, jest woda, jest gołe niebo, jest noc, więc do domu nie idziemy.
Ja wczoraj sobie tak nad tym myślałam i zastanawiałam się dlaczego Jack nie mógł pchać tych drzwi i Rose i płynąć w stronę szalup, może nie dużo by popłynął ale przynajmniej by się ruszał i tak szybko by nie zamarzł. Albo dlaczego wcześniej ludzie nie pomyśleli by powyrzucać wszystkie duże deski, łóżka, materace ze statku do wody i od razu na nie skakać, mieliby na czym przeczekać tą katastrofę i poczekać na ratunek. Nie byłoby prościej? Ale niestety panika zrobiła swoje... Nie rozumiem także dlaczego niektórzy ludzie skakali do wody dopiero gdy statek stanął rufą do góry, a nie gdy jeszcze był przy wodzie, w ten sposób ginęli od siły upadku z tak wielkiej wysokości, a tak mogliby spokojnie wyskoczyć. Ale zapewne chodziło o to, że chcieli jak najdłużej utrzymać się na pokładzie by nie marznąć w wodzie.
cóż tak poza żartem to faktycznie dziwne było, bo owszem, mnóstwo rzeczy pływa. Beczki, może i szafy (bo ręcznie robione szafy i to dla luksusowego statku mogły być szczelne), tratwa z drzwi, nie wiem, kotły...
ale jednak dużo ludzi zginęło, więc coś tu miało decydujący wpływ i podejrzewam że miały tutaj dwie rzeczy: zła dyscyplina na statku (jeśli wierzyć wiki) i przez to mało czasu na kombinowanie, oraz chyba ważniejsza: mroźna pogoda. Przetrwanie np doby w ciepłej wodzie to byłaby dość prosta sprawa. Ale przetrwanie kilka godzin w zimnej wodzie, to już duże wyzwanie.
W takich sytuacjach ludzie nie myślą racjonalnie, chcą przeżyć i tylko to im siedzi w głowie, także raczej nie było jak myśleć o tym by sobie coś wyrzucić i potem na tym przeczekać.
No wiem wiem... Ja też pomyślałam dopiero o tym przy wczorajszym seansie, a przecież widziałam go już tyle razy.
Pewnie też dlatego, że dopóki statek utrzymywał się na wodzie i orkiestra grała, ludzie myśleli, że będą dla nich szalupy (nie wiedzieli przecież o deficycie). Dopiero jak się przechylił i zgasły światła zrobiło się poważnie i zrozumieli, co ich czeka.
Jasne, idąc tokiem twojego rozumowania do pierdla powinien pójść w takim razie co drugi pasażer walczący o swoje życie. Bez przesady.
To ona zabiła Jacka! Serio, zmieściliby się oboje... Nie byłoby dramatu gdyby przeżył, ale lepiej by było już gdyby go np. Cal zabił czy coś...
http://www.youtube.com/watch?v=d-ezQI2aPFk no nie wydaje mi się, żeby się obydwoje zmieścili.
Może by się zmieścili ale prawdopodobnie poszliby od razu na dno, taka decha by ich chyba nie utrzymała.
Hmm to jest jasne, że oboje by się nie zmieścili, chociaż może by się zmieścili, ale poszli by na dno. Jedyną głupotą było to, że zamiast wskakiwać do wody od razu (połowa ludu) to powinni powyrzucać drzwi, szafy i inne rzeczy dzięki którym mogliby się na nich utrzymać i nie zamarzli by tak szybko.
dokładnie tak. i właśnie to najczęściej gubi ludzi w takich katastrofach-panika, przez którą nie można racjonalnie myśleć.ludzie w takich sytuacjach nie giną zazwyczaj od samej sytuacji w której się znależli, panika sprawia ,że w akcie desperacji często tratują się nawzajem.racja, łatwo nam mówić co by się zrobiło jak nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji ale z drugiej strony statek tonął ponad dwie godziny.to nie była nagła sytuacja np pożar czy wybuch gdzie człowiek ma strasznie mało czasu na podjęcie sensownej decyzji, tylko tonięcie które trwało naprawdę dość długo by można było rozejrzeć się za jakimiś drzwiami etc na których ew można by się schronić i nie zamarznąć a już na pewno nie tak szybko jak będąc całkowicie zanurzonym w wodzie.tak czy siak było jak było i takie gdybanie nie ma większego sensu.