hm, dla mnie serce oceanu jakby "podtrzymywało" ją przy życiu. tak dlugo jak było z nią, tak długo ona zyła.. a skoro wyrzuciła naszyjnik tam, gdzie spocząl titanic, to zawsze interpretowałam to tak, ze razem z naszyjnikiem rzuciła w miejsce katastfory swoje życie.. nie zgineła te 70-80 lat wczesniej, ale umarła tam, gdzie w sumie chciała.. na ocenaie, tam, gdzie jack.. no i wlasnie ta scena na koncu tym bardziej mnie do tego przekonywała.. ze wreszcie dołączyla do tych wszystkich, którzy zgineli..
Szczerze mówiąc nigdy tak tego nie interpretowałam; wydaje mi się, że to po prostu wspaniały sen, który zresztą strasznie mnie wzrusza, zwłaszcza gdy widzę Murdocha i Andrewsa...ajjj i ten pocałunek :(