Film w sumie całkiem mi się podobał, ale hip hopu to ja w tym nie słyszałem. Porównanie do dekalogu niby rozumiem, ale dla mnie treść tego filmu jest zbyt durna, by było ono na miejscu. Albo może inaczej: zbyt nierówna. Tak jak zresztą cały ten twór. Miejscami muzyka jest bardzo dobra, miejscami tylko ok. Niektóre sceny urzekają, śmieszą lub hipnotyzują, ale inne mogą nudzić.
I tak samo jest z treścią: padają mądre słowa, których nawet nie zdążymy rozkminić, bo już zapominamy je przytłoczeni kolejnym oczojebnym teledyskiem, by po chwili słuchać głupawych i pretensjonalnych wywodów filozoficznych wystrzeliwanych w nasze dyńki jak z karabinu.
Ogólnie treść filmu jest lekko niespójna, a forma tak chaotyczna, szybka i oczojebna, że ciężko jest za tym nadążyć i w rezultacie po seansie nic we mnie nie zostało. bo niby co miało zostać? tlen?
Dodatkowym problemem jest tu bariera językowa. Napi***alają Ci bohaterowie po Rusku jak najęci zagmatwaną poezję, a ty masz wszystkie te białe napisy na tle równie zagmatwanych obrazów rozczytać, rozkminić i może jeszcze zrozumieć? ciężko.
No i ostatni zarzut: dlaczego tu nie było piosenek? dlaczego nie było żadnego rapowania/rymowania, ani zwykłego śpiewania [tak wiem, jeden wyjątek] tylko poezja przy muzyce?
ale niech będzie. To nie ja tworze, to nie ja wybieram formę
Ogólnie ciekawy kawałek twórczości, nowatorski i mający coś w sobie, jednak podobnie jak w przypadku "Lipca" Vyrypayev okazał się dla mnie nie do końca zrozumiały, choć w tym przypadku chyba z innych powodów.
Zarówno forma i treść mają swoje mocne strony, ale mają też i słabsze.
Rezultat jest taki, że z jednej strony czułem niedosyt, a z drugiej byłem zadowolony, że to już koniec.
Bardzo podobała mi się pierwsza kompozycja, była niezwykle zabawna i w pewnym sensie urocza. Do tego przy świetnej muzyce. I jeszcze w miarę nadążałem za treścią, wydawało mi się nawet, że mam ciekawe teorie odnośnie interpretacji, ale szybko się pogubiłem.
Świetny był motyw z grzybikami, ale co to w sumie miało znaczyć? podobnie jak niezwykle odkrywcza gadka o szkodliwości marihuany i wódki (lol, naprawdę, nie potrzebuję słuchać Gruszki, żeby znać prawdę :) ).
Całkiem udane było też błądzenie po różnych miastach od Rzymu po Tokio, a tekże kamera "płynąca" ulicami Moskwy (chyba), przy równie płynącej muzyce.
Ogólnie dużo tu było fajnych rzeczy, ale problem w tym, że połowy z nich już nie pamiętam (a oglądałem wczoraj wieczorem), więc chyba coś nie do końca wyszło. Ale tak jak mówiłem - wszystkiemu winien jest chaos, zawrotne tempo, bariery językowe i bełkotliwość.
Warto obejrzeć i wyrobić sobie własną opinie, jednak trzeba zaznaczyć, iż ta produkcja nie przemówi raczej do tradycjonalistów, nie lubiących dziwacznej formy, ani nachodząc a pewne tabu treści.
ps: ośmieliłbym się nawet porównać ekstremizm w formie Vyrypayeva z Masłowską, jednak to skojarzenie pojawiło mi się spektaklu "Lipiec", a nie po "Tlenie".
Zgadzam się z Tobą w pełni. Generalnie ja mam wrażenie, że film byłby lepszy gdyby obrazu i muzyki nie "zagłuszały" pseudo-filozoficzne, "artystyczne" dialogi. Szczególnie denerwująca była gadanina tego gościa.
Film zrobiony z myślą o "artystycznej" młodzieży, chłopcach w kapelusikach i dziewczynkach z ogolonymi głowami i jednym kosmykiem zwisającym na czole. Zrobiony w imię zasady - im bardziej zawile, niezrozumiale i bez sensu tym większej ilości "pseudoartystów" się spodoba. Coś jak żenujące sztuki Warlikowskiego. Mam nadzieję, że któregoś dnia ktoś odważy się powiedzieć, że "król jest nagi" i powie głośno i publicznie, że sztuki w tych gniotach po prostu nie ma.
nie no ja aż tak surowy bym nie był. Co jest "sztuką" nie wiem, ale sztuki to wg mnie jest sporo, tylko, że raczej "sztuki dla sztuki" niż treści. choć treść miejscami nie była zła. aż tak chyba nie zjechałem tego tworu? a no i sam mam kapelusz (miałem - zgnieciony jest lekko :( ) i nie ładnie tak generalizować i wrzucać ludzi do worka z trendy pseudoartystami :]
że król jest nagi to przecież sam film o tym mówi. szydzi z tych wszystkich pseudofilozofów, którzy próbują tu odkryć mądrość, której zwyczajnie tu nie ma, bo jak mówi główny bohater, sztuka nie ma sensu.