Film fajny jednak totalnie pozbawiony głębi. Metafizyka sprowadzona do Czegoś od Johna Carpentera. Miał to być odwieczny , demoniczny BYT a wyszło na to , że to fizycznie namacalna , pozagalaktyczna , zmiennokształtna ISTOTA , która ma swój początek i koniec. Figurka żółwia i rzygający w jego imieniu Richie to także bardzo biedna metafora wyrzygiwania wszechświata przez tegoż żółwia. Seansu nie żałuję ale to mogło być o wiele lepsze.. tyle czekania XD