Często dzieje się tak że reżyser chcąc stworzyć dzieło, tworzy „potworka kinematograficznego” a tym samym zabija kultową legendę.
Każdy kto zacznie przygodę z Bourne’em, od wersji nowoczesnej z Mattem Damon’em, nigdy nie sięgnie po film z 1988r, ani po powieść Ludluma z 1980. Będzie przekonany że poprzednia ekranizacja, i książka są na poziomie produkcji z 2002r.
Oba dzieła z lat osiemdziesiątych były kultowe, i godne siebie. Pierwsza wersja filmowa znakomicie oddaje charakter i szczegółowość książki. Nakręcona 8 lat po wydaniu powieści, naturalnie prezentuje świat jej czaso-przestrzeni. Oglądając film chłonie się atmosferę ulic Zachodu lat 80-tych. Widać tamtejszą modę, bilboardy, samochody.
Film Dobrze ukazuje problem wojen szpiegowskich, i pro-sowieckiego terroryzmu. Sceny pościgów, strzelanin, likwidacji ludzi, dopracowane są na najwyższym poziomie. Każda postać, ma swoją osobowość. Nawet zabójcy Carlosa, nie byli zwykłymi statystami. Reżyser każdego potrafił zindywidualizować. Każdy miał inny gust, umiejętności walki, upodobania i sposób działania.
Każda postać była autentyczna. Nie wiele można było wytoczyć zarzutów. Pierwsza wersja trzyma widza w napięciu, i ciągłym strachu.
Jak wygląda wersja z 2002r?
Nie da się do świata po 2000r, przenieść realiów i atmosfery czasu Zimnej Wojny.
Nowoczesny „Bourne”, jest pełen niepoważnych i śmiesznych scen, jak laserowy wyświetlacz konta bankowego, zaszyty pod skórą.
W zasadzie to nie wiadomo o co walczy, i przed kim ucieka. Matt Damon ma chłopięcą twarz 17-stolatka. Kompletnie nie pasuje do wizerunku doświadczonego funkcjonariusza CIA. Mężczyzny pomiędzy 30-tym, a 45-tym rokiem życia.
Fatalna gra aktorska, brak dramaturgii i zaangażowania ze strony prawie każdej postaci. Widać że reżyser nie miał autorytetu u aktorów. Damon jest manekinem, gra jakby „od niechcenia”. Podczas walki i ucieczek nie poci się, nie męczy, nie widać po nim wysiłku, strachu, radości - jest ciągle bezbarwny. I on, i reżyser nie mieli koncepcji na osobowość postaci Bourne’a.
Film nie oddaje problematyki powieści. Jest chaotyczny. Reżyser gubi się w wątkach.
Przeciwnicy Damon’a nie budzą lęku u widza. Są zwykłymi mało-silnymi ludźmi. Działają bez angażu i przekonania. Nic w tym filmie nie zachwyca i nie wciąga – jest szaro, nudnie i bez-emocjonalnie.
Przestrzegam wszystkich: ta wersja rujnuje dzieła z lat 80-tych. Zaczynajcie od doskonałej produkcji z 1988r, i kultowej powieści Roberta Ludluma, którą czyta się jednym tchem. Będziecie zachwyceni.
kolega już pisał, że książka była inspiracją i nie robili filmu kartke w kartke. DLA MNIE książke z filmem głupio jest porównywać. Czytając sam sobie wyobrażasz jak to będzie wyglądać a w filmie to reżyser pokazuję Ci swoją "wizję" i może Ci się to nie spodobać, ale film zasługuje na znacznie więcej niż 1 .
jako film akcji - pewnie tak
jednakże, tytuł zobowiązuje. albo kręcimy adaptację, albo inspirujemy się książką i robimy swój własny, niezależny film
bo jeśli reżyser inspiruje się (powiedzmy sobie szczerze, jak na inspirację to nieco za dużo zostało zaczerpnięte żywcem) książką, po czym przedstawia swoją taką wizję - to ja z czystym sumieniem zostawiam tę 1
Twoja wypowiedz to katastrofa, krytyk filmowy sie znalazl. Myśli, że oglądnął Ojca Chrzestnego I przeczytał książkę to wybitnym specjalistą go to czyni. Film wciąga i na pewno nie jest nudny! Ciekawe, jak ty byś nakręcił takie ujęcia. Pierdzielony Heckler. Doceń prace i wysiłek ludzi, aktorów, którzy pracują miesiącami po to byś mógł przez 2h oglądać jakiś obraz. Żaden film nie zasługuje na 1.
Cóż, aby wystawić temu filmowi ocenę 0, trzeba być albo pijanym albo niezdrowym na umyśle. Rozumiem, iż pierwotna wersja spodobała Ci się bardziej, acz nie zgodzę się z teorią, że nowsza produkcja zasługuje na ocenę która nie mieści się w skali.
Ten film jest oparty na książce, a nie odwzorowuje ją strona po stronie. Tak nakręcona produkcja przyssałaby widza do fotela na około 4 godziny. Bezsens i nuda. Ten film z kolei jest wartki, dynamiczny, spójny i interesujący. Czytnik laserowy? Hmm, czyżbyś nie dostrzegł faktu iż akcja nie dzieje się podczas zimnej wojny?
Damon w moim odczuciu zagrał fenomenalnie. Wróć, nie pocił się czyli bez dwóch zdań zagrał do dupy.
Pozdrawiam,
łał, nie spodziewałem się tak debilnej odpowiedzi
na samym początku nie mogę pominąć faktu użycia zwrotu 'ocena mocno subiektywna', co z miejsca powinno zapalić lampkę w twoim mózgu, że oceniam ten film bardzo osobiście
następnie dodaję, ze jako zwykły film akcji zapewne się broni - przypuszczam tak, zakładam, ze możecie mieć rację, a ja błędnia oceniam film, czepiając się tego, że powstał na podstawie książki
pomimo tego ty wyjeżdżasz na mnie z typowo polską mordą, wyrzucasz mi rzeczy, które w twojej opinii sądzę, ze miały być obelgami (ojciec chrzestny i książka), a na samym końcu nazywasz mnie hecklerem, co przekracza już wszelkie granice zdrowego rozsądku, co jednak specjalnie mnie nie dziwi, bo z pewnością cierpisz na jego poważny deficyt
mogę zrozumieć, że dla ciebie ten film jest arcydziełem i nie mam zamiaru tego krytykować, nie dbam o to w najmniejszym stopniu. ale w tej sytuacji ty przyjmij do wiadomości, że ja ten film określam jako nieporozumienie i albo spróbuj mnie w jakikolwiek sposób przekonać do zmiany zdania, albo się zamknij
twój końcowy argument o docenieniu pracy ludzi przez miesiące żebym ja mógł 2h posiedzieć przez tv po prostu rozłożył mnie na łopatki. jako ze podejrzewam, że możesz do końca nie rozumieć absurdu tej sytuacji, już objaśniam. używam nieparlamentarnych słów, by przebić cię przez czaszkę do twojego mózgu:
jakoś, kurwa, wątpię, że damon i ekipa pracowali jako wolontariusze.
pozdrawiam cieplutko, buziaczki
Wyjaśnij mi proszę co oznacza oceniać film bardzo osobiście. Myślałem ,iż filmy zawsze oceniane są osobiście, gdyż zazwyczaj sami je oglądamy i potrafimy wyciągać wnioski. Nikt nam w tym raczej nie pomaga...
Wracając do Ojca Chrzestnego i książki to miałem na myśli osobę której udało się przeczytać dzieło Maria Puzo i oglądnąć ekranizacje.
Co to polskiej mordy, to raczej prezentujesz ją Ty, oceniając film na 1. "Beznadzieja ... przecież nie pracowali jako wolontariusze." WTF? Masz racje mogli zagrać lepiej. Ty byś im pokazał jak się to robi i przy okazji nauczył "subiektywizmu"
tutaj znaczenie słowa subiektywizm, skoro bez tego się nie obejdzie - http://pl.wikipedia.org/wiki/Subiektywizm
dociera powoli? nie?
więc jedziemy dalej.
jeśli dla ciebie przeczytanie książki i obejrzenie ekranizacji jest wyczynem i osiągnięciem godnym pochwały - no to brawo stary, współczuję egzystencji w nizinach kultury
reszta twojego posta jest dla mnie zrozumiała połowicznie. otóż wymyślasz fakty, a te istniejące interpretujesz na swój popieprzony sposób
mimo tego spróbuję rozbić to rak, by dotarło do ciebie, jakie idiotyzmy wypisujesz:
oceniłem film na 1, tak, bo dla mnie to jest 'nieporozumienie'
możesz mi powiedzieć, którym miejscu:
a) użyłem terminu 'beznadzieja'?
i b) tutaj szczyt szczytów - GDZIE JA SIĘ CZEPIAM GRY AKTORSKIEJ?
argument o wolontariuszach wysunąłem wobec absurdalnej tezy, że 'powinienem docenić film, bo ktoś go robił miesiącami'
ostatniego zdania miałem ochoty w ogóle nie skomentować, bo dowiodłeś w nim, że jesteś na tyle zaślepiony, ze nie wiesz o czym piszesz
jednakże, jako że jestem zgryźliwym chamem, nie daruję sobie,
NIGDZIE nie napisałem, że robiłbym cokolwiek lepiej. nie param się robieniem filmów i nie zamierzam. ale jako widz, mam święte prawo ocenić i skrytykować film. oceniam wizję twórców, którzy głęboko ingerując w treść historii, zabili jej tę część, którą najbardziej doceniałem w książce (którą przeczytałem bo jestem jebanym wykształciuchem i inteligentem)
jakoś niespecjalnie rozumiem o co się kłócicie teraz, chyba dla samego kłócenia się ...
Założyciel tematu stwierdził, że ktoś zaczynając od filmu z Damonem już nie sięgnie po ksiazkę, czy film (1988). Nie można być bardziej w błędzie. Nie poradzimy nic na nowe czasy i mniejsze zainteresowanie czytaniem wśród młodzieży, ale poprzez właśnie taki film , który się bardzo podoba (cała seria ocena ponad 8) można jeszcze liczyć na zainteresowanie książką Ludluma.
Przyznam, że książkę przeczytałem przed filmem 2002, ale niejako przez tenże film bo wiedziałem, że kręcą i słyszałem, że książka wielką jest. I jest, do teraz jedną z moich ulubionych. Ale już film 1988 , niestety zawiódł. Może przez moją niechęć do Chamberleina, słabo aktorsko zagrany Bourne, a już sprawność fizyczna i zwinność aktora przypominała tę Pudziana z walki z Silvą. Żelbetonowy kloc ma więcej polotu.A w filmie samo to pragnienie bycia takim szczegółowym i dokładnym zabiło tempo i napięcie w filmie. Chociaż przyznam momentami fajnie się oglądało wprowadzenie słowa z książki w czyn. Z resztą to urok filmów z lat 80 , świetne książki i tematy wybierali (Czwarty protokół chociażby... świetna książka i PRÓBA dokładnej ekranizacji).
A co do trylogii, to jest świetna, oglądam co jakiś czas, najlepiej całą pod rząd i się nie nudzi. Zgadzam się, że poplątane wątki, niezrozumiałe dla mnie wybory scenarzystów, książka Krucjata Bourne'a była świetna, porwanie Marii(nie zabijanie), azjatyckie klimaty ... no bomba. Ale trzeba przyznać, że zrobili kawał dobrego sensacyjnego kina, dynamicznego , ze świetnym Damonem. Opinie, że nie wystarczająco był radosny są jakąś kpiną. Ogólnie rozmowa, że mało uczuć zdradzał Damon i nie grał wiele przypominają mi rozmowę na forum Ronina gdzie jakiś gość zarzucił, że beznadziejny film bo prawie się do siebie nie odzywali agenci, byli skryci i nudni ... litości, a co banda spalonych lub byłych agentów zachowuje się ufnie i radośnie?
Reasumując szanuję opinie założyciela tematu i rozumiem jego stanowisko , choć się nie zgadzam. Bo należę do tej chyba większej grupy fanów serii ... pozdrawiam
Powtarzając za Kokainowym_Joe:
"Autorze postu:
Która wersja jest kultowa, to mozna ocenic po liczbe głosów na filmwebie: 1988r. z Chamberlainem - 459
2002r. z Damonem - 12979"
Dokładnie. Abstrahując od tego, że teraz to już się troszkę zmieniło;)
I choć Ludlum nie dożył niestety premiery nowej filmowej wersji Bourna, nie był świadkiem jej sukcesu - to z pewnością zdawał sobie sprawę, że poprzednia, stara wersja TB – okazała się mówiąc krótko niewypałem - wybaczcie mi jej zagorzali fani – ja też ją bardzo lubię mimo wszystko - jednak fakt jest faktem, że film z 1988r nie został zbyt przychylnie przyjęty przez ogół…
Skoro nawet nie pokusili się o ekranizację dalszych części!
I mimo że tak dobrze oddawała treść książek, ha.
To o czymś świadczy.
I na pewno R. Ludlum rozumiał, że jeśli ktoś chciałby znów sięgnąć po jego powieści, to nie tylko można, ale wręcz TRZEBA wprowadzić ISTOTNE ZMIANY!
Nie rozumiem Was za grosz.
PS. Ekhem, to była odpowiedź na zarzut szanownego socchi:
„po przeczytaniu książki nie sposób tego filmu ocenić inaczej niż w granicach 0-1-2
ocena mocno subiektywna, bo zapewne jako czyste kino akcji obraz broni się fantastycznie - niestety, reżyser dosć mocno wypaczył rzeczywistość przedstawioną przez Ludluma, przez co wyszłą fatalna parodia książki, a nie jej adaptacja”..
Jakby co;)
Oż.
Jak widzę te wszystkie bezpardonowe jedynki dla tak dobrego kawałka sensacji – to normalnie serce się kraje, mózg staje i dupę żal ściska;)
A tak, zapomniałam.
Jedynki muszą być, bo to nie Ludlum…
To jest właśnie podstawowy zarzut.
Że to co nam zaserwowano w filmowych „przygodach Bourne’a” nie pokrywa się z książkami;) Zdecydowana większość rozczarowanych nowszą wersją to Ci, którzy spodziewali się wiernej ekranizacji powieści pana Roberta.
I tyle.
Nie wszystko zawsze musi być pedantyczną, przeniesioną na ekran Jacksonowi, wspaniałą Trylogią ”Władcy Pierścieni”;)
Na szczęście ja się do nich nie zaliczałam, kiedy tą „Tożsamość” oglądałam, i filmu z 1988r. z Chamberlainem przedtem też nie widziałam – więc mi się zajebiaszczo podobało;)
Ale rzeczywiście, mogli dać inny tytulik i po sprawie;) tylko by na tym zabiegu zyskali podejrzewam…
Mam dobrą wprawę z moimi ulubionymi serialami, które też są na postawie książek i tam się kwa prawie nic nie zgadza - poza imionami i osobowościami bohaterówXD oraz paroma całkowicie nadwątlonymi wątkami…
Z początku mnie też kulwica brała, ale potem wrzuciłam luzik i stwierdziłam, że pier…;) i już więcej po prostu nie będę oczekiwać po JAKICHKOLWIEK ekranizacjach zbieżności z literackimi pierwowzorami, bo scenarzyści zwykle robią se co chcą;) i porównywanie tylko rozczarowanie przynosi…
Traktuję więc wszystko osobno i jest ok.;)
PS. Jak chcecie zobaczyć (chociaż wątpię - to tak raczej ku przestrodze;) prawdziwego gniota akcji - to sobie „Ostatniego Samarytanina” obejrzyjcie.
Tam to dopiero można paść na zawał z oburzenia, że ktoś taką szitówę IMHO do dystrybucji dopuściłXD
Skali mi kochani nie starczyło prawie;)
no ludzie bywają zbyt skrajni w swoich ocenach Ty chyba też. ani to jedynka ani dziesiątka raczej.
No ja z większością ocen jestem przesadna, to je fakt i go nie ukrywam;)
Jednak w swoim gatunku trylogię Bourne'a naprawdę uważam za jeden z najlepszych tytułów.
I zwyczajnie mnie powala ocena autora tematu: "0/10 Film jest katastrofą".
Już jestem po seansie wersji z Chamberlainem, gdyż tu większość malkontentów oburzonych rozbieżnościami pomiędzy wydarzeniami z książek Mr. Ludluma w tym co działo się w tej nowszej wersji - się nią zachwycało.
Mnie się również bardzo podobała, choć szczerze powiem wydaje mi się że Chamberlainowy Bourn'e jest jakiś taki zbyt egzaltowany.
Niewykluczone, że taki miał być;)
Jednak gdy tam mówią: "Bourn'e jest jednym z najniebezpieczniejszych ludzi"...Hm, wybaczcie, ja tego "nie czuję".
W przeciwieństwie do Damonowego...
Można uwierzyć, że ten Bourn'e to bardzo niebezpieczny skubianiec, mimo młodzieńczej mordkiXD
Choć przyznam, zanim zasiadłam do seansu TB, przeczytałam ten króciutki FW opisik i se pomyślałam:
"KTO??!! GDZIE??!! I KWA - DO CZEGO?!!!
Matti jako płatny zabójca??! Nie no, ale jaja;)" - miałam zamiar się nabijać, jakby mi w takiej roli obsadzili któregoś "pędzla" z Mostowiaków...
A tu proszę, jaka zaskoczka. Bardzo prędko odechciało mi się śmiać;)
Całkowicie mnie przekonał, wtapiając się w swoją rolę. Dochodzę do wniosku że po prostu właśnie ten jego wygląd początkowo kłócił mi się z wizerunkiem kogoś, kto samą swą gębą "reprezentuje" niebezpieczeństwo.
Zwykłe uprzedzenie;)
Wydawałoby się, że to właśnie Chamberlain dużo bardziej nadawał się do roli.
A jednak;)
Teraz, po wszystkich częściach "Bourne'a" nie wyobrażam se, by mieli go zastąpić.
Ponadto ten "Bourn'e "z nastoletnią twarzą Damona" w sumie bardziej mnie przeraża nawet gdy bezbronny hadza, od takiego Danny'ego Trejo z maczugą w łapieXD
Odbiegło się...
Chciałam tylko podkreślić, że tamten Bourn'e z 1988r. jest po prostu inny. Tak jak mówią fani Ludluma, być może bardziej oddawał klimat książek...
Ale czy to znaczy, że zaraz tego nowego trzeba spuszczać z wodą w kiblu???
Zwłaszcza że IMHO wcale mu nie ustępuje;) ba, - nawet ta historia wydaje mi się bardziej spójna i sprawniej poprowadzona...
Wiem, profanacja;) możecie mnie zjeść.
Łapki idzie załamać;)
Ja rozumiem z jednej strony.
Kolega zagorzałym fanem książki i wersji z 1988r. jest…
Czytam TB Ludluma. Jeszcze nie skończyłam co prawda – ale to co mam już za sobą daje mi na ten moment jasny komunikat:
Tak. Stary Bourne z Richardem Chamberlainem w roli głównej bardzo pokrywa się z literackim pierwowzorem. Wręcz idealnie odwzorowuje przebieg wypadków…
No i właśnie.
Teraz tym bardziej dziwi mnie i zastanawia niechęć do nowszej wersji i tendencja do mieszania jej z błotkiem;)
Święte oburzenie że „nowy Bourne nie jest taki jak stary Bourne”…
Ale pytam się po co?
Czy kolega naprawdę chciał kolejnej powtórki z tego co mógł przeczytać w książce??
Kalki z powieści plus kalki ze starszej ekranizacji - upraszczając?
Skoro widziałeś już „Bourne Identity” z 1988r. – to oczekiwałeś tego samego po „Bourne Identity” z 2002?? Po jakiego grzyba?
TO BY DOPIERO BYŁY MĘTNE POPŁUCZYNY!
Blech;) A tak macie samą „świeżość”. Coś nowego.
Mimo to marudzicie, jakby ktoś Wam krzywdę zrobił.
Dobra. Troszkę to zabawne dla mnie ale cóż.
Bywa;)
Btw. Tym bardziej że R. Ludlum o ile się nie mylę sam pobłogosławił wszelkie innowacje w fabule nowej „Bourne Identity”…
IMHO, facet dobrze wiedział co robi.
"Nowoczesny „Bourne”, jest pełen niepoważnych i śmiesznych scen, jak laserowy wyświetlacz konta bankowego, zaszyty pod skórą. "
czytałeś książkę panie wielki krytyk i znawca? he?
i co szczycisz się z kablowania / a co do powyższego postu nie ma się do czego przyczepić kablu / nie ma bluzgów hahaha
pozdro kabelku ...
Bo to jest tak - wchodzi na filmweb jakiś pryszczaty koniotrzep, jak np. http://www.filmweb.pl/user/jotubyl czy http://www.filmweb.pl/user/Rocky_Woj_Balboa (albo ten powyżej) i w jego przeżartym od wąchania kleju móżdżku rodzi się pomysł: "A, wicie, nasram na dobry film, czy dobrego aktora, niech ma 1/10 (0/10???), wtedy inne, podobne zjeby też się ucieszą"
I tak, dzień za dniem wylewają te swoje smrody na wszelkich forach, bo to, co sobą reprezentują, zarówno pod względem wyglądu, jak i inteligencji, jest na tak żenująco niskim poziomie, że nie potrafią inaczej zaistnieć, jak tylko przez obsranie kogoś lub czegoś za to tylko, że mu do pięt nie dorastają.
Trzeba być totalnym debilem, żeby takiemu filmowi przyznawać 1/10 czy 0/10. Nawet jeśli nie lubi się tego gatunku, każdy, kto ma choć 2 komórki w mózgu zauważy, że film jest świetnie i dynamicznie zrobiony i na mniej niż 7/10 nie zasługuje. 1/10 to ocena dla "Klanów" czy "Mód na sukces". Znam od ponad 20 lat wersję z Chamberlainem, jest spoko, ale w niczym nie przewyższa tej. Tak, to prawdziwy "dramat", że jakiś film osadzono we współczesnych realiach.
Wiesz czemu robią takie patologiczne seriale jak Moda Na Sukces...
dlatego by takie zyeby jakich możemy zaobserwować powyżej miały co oglądać, czy też walić konika lub robić palcówkę pod jednego czy też drugiego aktora / kę która / ry gra w tym debilnym serialu.
Są w naszym narodzie tacy debile że aż trudno to ogarnąć a można ich poznać chociażby po ocenach które tu wystawiają dla Tożsamości 0-1/10 a dla najbardziej kretyńskiego serialu jaki powstał w historii kinematografii świataowej wystawiają notę 9-10/10.