Nie lubię komedii romantycznych. unikam ich jak ognia i zazwyczaj jeżdżę po nich jak po burej
suce. I słusznie bo to badziew straszny i tandeta. Sorry Girls!
Ale "Friends with benefits" jest naprawdę dobre. Jest kilka momentów, w których można się
pośmiać, jest lekkość w dialogach, są ciekawe postacie drugoplanowe, jest to wszystko
zgrabnie zagrane i wyreżyserowane. W dodatku twórcy umiejętnie szydzą sobie ze schematów,
jakimi rządzą się komedie romantyczne. I chociaż sami w nie wpadają (bo przecież w tym
gatunku nie da się inaczej; zagonił się w ślepy zaułek jak western w latach 60-tych i potrzeba
było Sergio Leone, żeby się odrodził) to jednak nie jest to zrobione tak naiwnie i durnowato jak
zazwyczaj. A na deser Kunis, która bardzo mnie kręci i Timberlake, którego po prostu lubię,
naprawdę fajnie tu razem wyglądają.
Jak na komedię romantyczną cud, miód i orzeszki! Takie mógłbym oglądać po byciu zaledwie
lekko przymuszonym. Najlepsze co widziałem w tym gatunku od czasu "Jak stracić chłopaka w
10 dni" czy jak to się tam nazywało z bezcyckową Kate Hudson i Matju Makkonahejem :D Leci 8.
Pozdrawiam.