Będą spoilery, opis dla ludzi, którzy film widzieli i są nim podobnie zdegustowani i / lub ostrzeżenie dla kogokolwiek, kto na film chciałby się wybrać.
Now that we've got that out of the way...
Co za kupa. Rzadka, bezbarwna, niepokojąca swym brakiem treści, śmierdząca kupa. Ktokolwiek umieścił ten film w kategorii "komedia" powinien spędzić resztę życia na obsługiwaniu radaru na Alasce.
Ten film nie jest komedią. Bliżej mu już do obyczajowego dramatu, podgatunek tragikomiczne (tragicznie niewykorzystany potencjał z komediowymi elementami występującymi w najbardziej straszliwie miażdżąco niezręcznych, smutnych i [pozornie] bezwyjściowych momentach).
Wszystkie (dosłownie) opowiedziane tu historie kończą się źle. Nie dość na tym, kończą się źle z uwagi na tchórzostwo i paraliżujący wprost strach tych właśnie, którzy (zgodnie z wyczekiwanym na skraju krzesła, wytartym do prześwitu schematem) powinni ów strach (ku pokrzepieniu serc, wierze w ludzką szczerość i prawie do szczęścia) przezwyciężyć.
W tym momencie ktoś z pewnością podsunie mi jakże pouczającą radę, by palnąć się w czoło, dorosnąć, zmądrzeć i nabrać dystansu, bo przecież "tak właśnie miało być" lub też "taki był właśnie zamysł twórcy".
Bzdura.
Najbardziej bolesnym problemem tego filmu jest właśnie to, że zmierza donikąd. Pokazane w nim dramaty zaczynają się świetnie, podążają utartą, znaną widzowi ścieżką, po czym znienacka, ku całkowitemu zaskoczeniu, rozbijają się o drzewo.
Kobieta znajdująca podniecenie w płaczu swego ukochanego tonie w wirze kłamstw, z którego nie ma ucieczki. Ma wiele szans na to, by wszystko jeszcze "odkręcić", wytłumaczyć otwarcie i szczerze powody swojego zachowania, ale żadnej z nich nie wykorzystuje.
Przyszła żona "delikatnego gwałciciela" zdaje się nawet nie rozumieć, że prawdziwy gwałt byłby pustoszącą traumą, na pierwszy plan zdaje się tu wychodzić bezpłciowość i nijakość jej partnera, tak jakby jej smutek nie był wywołany myślą, iż jej fantazja jest przykładem paragrafu 22, tylko rozczarowującą refleksją, iż jej ukochany jest, by nie użyć tu wulgarnego słowa, glistą (rymuje się z?).
Znajdź element, który nie pasuje do pozostałych... Czy już?... Czy to Twoja ostateczna odpowiedź? Tak! To para znajdująca spełnienie w "role-playingu". Nie pasuje do pozostałych, gdyż dewiację seksualną przyćmiewa tu od progu całkowicie aseksualna, absurdalna obsesja zostania aktorem. Tak, tak, prześmieszne, aktor grający "zwyklaka", któremu wpada do głowy, że ma zadatki na aktora (a te przecież ma, bo jest aktorem, he he), ale prawdziwe aktorstwo przez duże "A" nie może naturalnie (naturalnie? zastanówmy się wspólnie) iść w parze z odgrywaniem scenek rodem z taniego pornosa, więc zgrzyt.
Boki. Zrywać.
Szkoda tylko, że do reszty opowiedzianych tu historii ten prywatny dramat pasuje jak pięść do nosa i że całość kończy się tragicznie (naprawdę nieśmiesznie, smutno tragicznie - precyzuję dla tych, którzy jeszcze nie widzieli).
Pięść pasuje za to doskonale do nosa męża, który odnajduje przyjemność w obserwowaniu swojej śpiącej żony. Nie pożałowałbym też buta i kija. Wściekłość, jaką wywołuje niekończący się ciąg Najgorszych. Możliwych. Wyjść. Z. Sytuacji. jest niezwykle niekomediowa. Smutne, żałosne i straszne.
Wyjaśnijmy tu, że ani przez moment nie oceniam tu tzw. "dewiacji" (choć to słowo nacechowane pejoratywnie, bo dewiacja to odejście od normy, a skoro tak, to istnieje norma [nie istnieje] a bohaterowie są inni [nie są] bo są poza ową normą [nie są, bo w seksie nie ma norm]) seksualnych bohaterów. Oceniam ich czyny i wybory, a te przeczą... wszystkiemu co uczciwe, szczere i prawdziwe. Jeśli w istocie taki był zamysł reżysera, jest to najbardziej przygnębiający film, jaki zdarzyło mi się (nie przesadzajmy: ostatnimi czasy) oglądać, z niezwykle czarną i ponurą wymową: ludzie nie zrzucają założonego im chomąta "norm seksualnych" i wybierają tchórzliwe brnięcie w kłamstwo poganiane bólem, rozczarowaniem i krzywdą.
Wisienka na (paskudnym skądinąd) torcie okazała się robaczywa. Ostatnia scena zapowiadała się świetnie, była lekkim, przyjemnie wesołym powiewem autentycznej radości po przeczołganiu się przez pięć boisk piłkarskich pełnych smutku, niespełnienia i gorzkiego, srogiego zawodu. Uśmiechałem się, widząc mistrzowskie pokazanie ponadprzeciętnego porozumienia i obopólnej fascynacji dwojga całkowicie obcych ludzi. Tym większa była moja frustracja spowodowana okrutnym wykastrowaniem tej najlepiej się zapowiadającej, ostatniej już historii. Seks przerywany nie sprawia mniej radości (przeczenie goni przeczenie, ale całość, niestety, nie daje, jak nas uczono na matematyce, plusa).
Na osobny akapit zasługują mężczyźni w tym filmie. Skąd tak bogaty wachlarz tak straszliwie potulnych, kluchopodobnych, smutnych i mamroczących pod nosem, ustawicznie przepraszających za życie kastratów? Dlaczego? Skąd ten przyprawiający o zgrzyt zębów brak ikry i skąd ta wszechobecna jędzowatość pokazanych tu kobiet? Czy tylko w tym schemacie rodzi się seksualna represja, czy to seksualna represja rodzi ten właśnie schemat. Nie i nie.
Lekcja na dziś: następnym razem, gdy kobieta, która nie pozwala Ci się pocałować po lizaniu jej stóp i którą musisz zapewniać, że umyłeś już zęby, by dać jej buziaka, opowie Ci o swojej fantazji seksualnej, roześmiej się w głos nad paradoksalnym zestawieniem pruderii i wyuzdania, spakuj się i wyjdź, bo nie może być dużo gorzej.
W dwóch słowach: nie warto.