Z bólem nazwałbym ten film aktualnym. Bo czym się różni narzekanie dziadków na nieambitnych młodych od, np. narzekania mojego na komputer. Młodzież też stać tylko na puste frazesy, które do nich nie docierają, nie rozumieją ich. W ogóle problemem dla obu stron jest właściwe zareagowanie na to wszystko. Jedna osoba stwierdziła, że to nie ładnie okradać zmarłych. Ale i ona w to nie wierzyła. Wiedziała, że tak trzeba zareagować. Tylko.
Zdjęcia... Niby powinienem się wściec, bo w trakcie rozmów jest zmiana kąta patrzenia tak, by aktorzy przy mówieniu patrzyli się wprost w kamerę – a takich zagrywek nie lubię. Nie wiem jednak, czyja to zasługa – aktorów czy reżysera (?), ale w ogóle mi to nie przeszkadzało, ba! Uznałem to za cudowne zagrania. Nie wiedzieć czemu, ale miałem wrażenie, że oni mimo wszystko nie patrzą się w kamerę, tylko... Dalej. Na tę drugą osobę, z którą rozmawiają. Jakbym był ino szybą...
8+/10
Zgadzam się , ten obraz to arcydzieło, chociaż na początku jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju, było to, że ciężko było zorientować się kto jest dzieckiem, Państwa Hirayama.
To chyba ogólnie cecha tych japońskich filmów. W "Buncie" czy "Ukrzyżowanych kochankach" też występuje podobny problem...
"Ukrzyżowanych kochanków' nie widziałem, a w przypadku Buntu, tak wielkich problemów jednak nie miałem. W Tokijskiej opowieści, wszyscy (zarówno dziecko, jak i małżonek) mówili do Państwa Hirayama, "tato" "mamo", przez co się trochę pogubiłem. Ale na całe szczęście z upływem minut, zorientowałem się kto jest kto i byłem szczęśliwy:)