„Oryginał” widziałem wieki temu. Potem „zaraziłem” nim synów (dziś pełnoletnich). Z „dwójki” wszyscy wyszliśmy radośni i w pełni usatysfakcjonowani :-). Film niczego nie udaje, nie skłania do głębokich intelektualnych przemyśleń, ale przecież nie temu służy (kto tego oczekuje, niech ogląda Bergmana)! Jest znakomitą rozrywką, pełną cytatów z oryginału, które docenią nostalgicy :-). Ktoś gdzieś napisał o dawce beztroskiej rozrywki doprawionej nostalgią, do których chce się wrócić już w momencie pojawienia się napisów końcowych. W punkt!
Dostrzeżone mielizny:
(1) bohaterowie są ostrzeliwani z ziemi rakietami S-125 Newa (kod NATO SA-3 Goa), które: (a) są naprowadzane nie na podczerwień (ciepło) lecz radarowo (nie można ich „zneutralizować” flarami, mają zapalnik zbliżeniowy;), (b) z wyrzutni „schodzą” po dwie naraz (a nie po cztery...);
(2) twórcy nie mogą się zdecydować, czy w rejonie ataku jest zima, czy lato;
(3) w polskich podpisach Penny (córka admirała, nad którą Maverick przelatywał „z dużą prędkością” w pierwszej części) każe Pete’owi „podebrać baksztag” (czyli stałą linę od topu masztu do rufy, albo wiatr wiejący ukośnie od tyłu...), po czym on wybiera szot foka...