Zdecydowanie dał radę, bardzo dobra rola. Nie dać się przyćmić przez Toma Cruise’a to nie lada sztuka, a tego właśnie zdołał dokonać. Tworzą z weteranem kina akcji bardzo dobry duet, który dociera się przez cały film i jest to tak dobrze odegrane przez obu Panów, iż w ostatniej scenie czuć emocjonalny ciężar ich uścisku, a scena, gdy wsiadają razem do jednego myśliwca jest przepiękna.
Sam film to jeden z najlepszych akcyjniaków w historii ( c’monn, nigdy nie widzieliśmy tak nieprawdopodobnych ujęć z kokpitu samolotu i tak fenomenalnych scen podniebnych starć, cały trzeci akt to ciągłe siedzenie na krawędzi fotela i przyspieszone tętno), a sam Cruise miał okazję pokazać swój warsztat aktorski ( scena z Icemanem, wow). Murowany faworyt do zgarnięcia wszystkich Oscarów za montaż i efekty specjalne + należy się nominacja w kategorii reżyseria. Wyznaczył nowe standardy dla blockbusterów, ergo teraz będę patrzył na tego typu filmy zdecydowanie mniej przychylnym okiem. Dla takich filmów mamy kino, magiczne doświadczenie.
Emocjonalny ciężar uścisku był odczuwalny, ponieważ od samego początku była potrzeba obydwu, aby "być w relacji", przy czym głównie była to potrzeba pogodzenia się ze stratą, i przepracowania "wspólnego problemu"; także napięcie pomiędzy nimi sugerowało ich ukryte potrzeby wewnętrzne, obaj potrzebowali siebie nawzajem, stąd była pomiędzy nimi taka troszeczkę ojcowsko-synowska rywalizacja, wynikającą z naturalnej potrzeby opiekuńczo-wychowawczej i wątek ten był bardzo pod tym względem emocjonalny z uwagi na szczególnie wrażliwą postawę Mavericka, skupiającą na indywidualnych potrzebach młodego pilota, i zarazem przecież syna jego dawnego przyjaciela, dlatego przejawiał on uczucia wręcz czysto ojcowskie; i jak się okazało, nie tak do końca Maverick "nie miał rodziny", i nie tak do końca rzekomo "nikt nawet by po nim nie płakał", można było odnieść wrażenie, że tak jak Maverick starał się zastąpić młodemu pilotowi ojca - którego ten przecież bezwzględnie utracił, tak samo niejaki Rooster był dla Mavericka jak syn, Maverick nie był mu obojętny, pomimo że ostro go krytykował, gdy miał żal o przeszłość, ale dało się wyczuć potrzebę obydwu na dużo więcej, niż byli to sobie w stanie okazać.
Zgadzam się z Twoim komentarzem. Szkoda tylko że nie wiemy więcej o ich relacjach po samej śmierci Goosa.