Obejrzałem po dwudziestu paru latach, by sprawdzić, czy zrobi na mnie takie samo wrażenie, jak wtedy, gdy byłem podlotkiem. I teraz wydał mi się tak samo nudny. Niewiele tu fabuły, romans "na siłę" miedzy nią a nim i ta mecząca piosenka z ta zagrywką bą-bą.... bą-bą.... bą-bą...
Najgorszy w tym filmie jest montaz. Chodzi mi konkretnie o sceny, gdy na ekranie spotykają się Charlotte i Maverick. Wtedy w tle za każdym razem pojawia sie ten dźwięk bą-bą... ba-bą... bą-bą... Okropne. Szkoda, że jeszcze nie wmontowali takich rózowych animowanych serduszek wylatujących Tomowi z oczy w jej stronę.
Nie wiem. Naprawdę nie wiem, skąd zachwyt publiki nad tym średnim filmem i ta męcząca piosenką.