Jednostronny, całkowicie oderwany od rzeczywistości oraz genialnie zrobiony i oprawiony kicz.
Jak w większości amerykańskich filmów wojennych: nasze samoloty są niedoścignione, nasi piloci najwybitniejsi a przeciwnicy (w tym wypadku - Rosjanie ukryci za złowieszczymi maskami i czerwonymi gwiazdami) to bezmyślne maszyny do zabijania, niezdolne postawić opór amerykańskiemu żołnierzowi, których zabicie jest powodem niespotykanej radości wśród wielkich braci-pilotów.
Do tego jeszcze dochodzi ten oklepany algorytm miłości żołnierza i kobiety oraz tekst "I have a need...a need...FOR SPEED" przy którego wieśniactwie "koko euro spoko" się chowa (nie żebym miał coś do osób żyjących na wsi, ale niestety takie nazewnictwo się już utarło).
Pomimo, że to mój najbardziej znienawidzony film, to należy oddać Cezarowi, co Cezara.
1. Genialna kreacja Icemana!
2. Walki powietrzne, pomimo realizmu na poziomie teletubisiów wyglądają bardzo efektownie a widz "łapie" co się dzieje w powietrzu, co bardzo mu pomaga w zrozumieniu akcji.
3. Uber oprawa muzyczna, a wątek miłosny niektórzy mogą uznać nawet za ciekawy.
4. Gra aktorów (w szczególności Cruisa) jest niczym kombinezony z Thora: plastikowe, ale fajne.
Moja ocena: 6/10
Pozdrawiam