Film uroczy, pełno w nim ogrodów, pałaców i kwiatów. Doskonałe role Jadwigi Barańskiej i Gabrieli Kownackiej. Pani Starostecka też wypadła nieźle. Moim zdaniem ta aktorka jest wręcz stworzona do takich ról. Tylko nie rozumiem zachwytu nad Leszkiem Teleszyńskim. Ordynat w jego wykonaniu to podstarzały, siwiejący, wąsaty lowelas, któremu się zdaje że pozjadał wszystkie rozumy.
A, przepraszam bardzo, jaki był ordynat (poza tym, że siwiejący :D) w powieści?
Tak na serio podobała Ci się Starostecka?
Ordynat w powieści był człowiekiem młodym, sama Mniszkówna pisze o nim "młodzieniec" albo "młody pan", z całym szacunkiem ale nie umiem tego powiedziec o Leszku Teleszyńskim...:D Takie jest moje zdanie, ale nie zamierzam wykłocać się z tymi którzy myslą inaczej, bo o gustach sie nie dyskutuje...:D
A jeśli chodzi o Stefcię, to owszem pani Starostecka podobała mi sie w tej roli, mimo iż w powieści panna Rudecka była blondynką. z temperamentem. :) Krótko przed rozpoczeciem zdjec do filmu aktorka przeszała jakąś operację, i dlatego nie zagrała Stefci tak jak widziała ją Mniszkówna, ale moim zdaniem dała radę. Pozdrawiam
Ale Teleszyński był młodszy niż ordynat w powieści. Miał 29 lat, a ordynat - 32, jeśli mnie pamięć nie myli:)
Dla mnie Starostecka w ogóle nie dała rady. Polecam Ci wersję przedwojenną: Barszczewska była wyśmienita - zagrała sympatyczną dziewczynę z poczuciem humoru, naturalnie i z wdziękiem, dziewczynę, w której naprawdę można się zakochać. A Stefcia w wykonaniu Starosteckiej to porcelanowa lalka. Równie śliczna i równie pozbawiona życia:D
Naprawdę jestem ciekawa, jak tej roli podołała Smosarska. Niestety, tego się już chyba nie dowiemy, chyba że cudem znajdzie się kopia:D
Więc tym bardziej nie rozumiem dlaczego ucharakteryzowano go na starszego pana:D
Widziałam wersję z Barszczewską i też bardzo mi się podobała, zresztą wszystkie filmy tamtego okresu miały swój niepowtarzalny urok. Scena śmierci Stefci w przedwojennej wersji zrobiła na mnie większe wrażenie niz w filmie Hoffmana. A co do Jadwigi Smosarskiej to jestem w 100% przekonana że dała radę. Wielka polska aktorka, uwielbiana przez krytyków i publiczność swoją karierę zawdzięczała ciężkiej pracy, a nie skandalom. Myślę że może ona stanowić niedościgniony wzór dla ówczesnych tzw gwiazd kina.
Zgadzam się. I wiem, że na pewno dała radę, ale jestem ciekawa, jakich środków ekspresji użyła, jakie miała kostiumy, jak "okrojona" była fabuła w tej wersji. No ale cóż. Próżne nadzieje:D
I prawda: wszystkie przedwojenne filmy mają coś w sobie. W pamięci niesamowicie utkwiła mi scena z filmu "Kłamstwo Krystyny", odkręcania gazu. Świetna ekspresja Barszczewskiej:) Widziałąś może?
No ba! Oczywiście że widziałam, nawet byłam przekonana że ona tam umarła, jaka byłam szczęsliwa gdy okazało się że jednak nie i wszystko dobrze się skończyło. Uwielbiam kino przedwojenne, ogladam je zwwsze w niedziele na kanale Kino Polska....I tak sobie myślę jakie to smutne ze tak wielkie kariery zostały tak brutalnie przerwane przez wojnę....i jaka szkoda że tamten świat już nigdy nie wrócił, ta kinersztuba, te wychowanie i tamta kultura, teraz to tylko chamstwo i sex dominuje w kinie i zyciu codziennym.
Cóż, międzywojnie wcale nie było takie piękne, kolorowe i cudowne jak w tych filmach. Dlatego ja jednak się cieszę, że żyję w XXI w.:D
Też byłam przekonana, że ona umarła:/ Ale na szczęście...
Ale jedno na pewno nie wróci (a może wróci, kto wie...) - urok tamtych komedii. Bodo w przebraniu Mae West, śpiewający "Sekapil to nasz broń kobieca..." ten sam Bodo szukający ukochanej przez radio albo jako uliczny śpiewak wyznający z całą szczerością "Już taki jestem zimny drań..." Tola Mankiewiczówna i jej "O czym marzy dziewczyna...", Karolina Lubieńska czekająca na księcia z bajki ("Moje wielkie szczęście..."), Aleksander Żabczyński przyznający się przeuroczo do swoich wad ("Na moje wady, już nie ma rady..."), Zbigniew Rakowiecki i Lidia Wysocka, przekomarzający się w typowo damsko-męski sposób ("Jeszcze jesteś właściwie podlotkiem/Jakieś takie ni be, nie me/ Ale usta na pewno masz słodkie/ I tym właśnie urzekłaś mnie") albo Mira Zimińska i Adolf Dymsza jako Lodzia i Hipek. Cudowne, po prostu magiczne... I te dialogi! Mistrzostwo świata.
Chylę czoła przed Tobą koleżanko. Za Twoją wiedzę i sympatię do przedwojennego kina. Jesteś "żeńską" wersją pana Janickiego niekwestiowanego mistrza jesli chodzi o tematykę tamtego kina. Naprawdę "pełen szacun". Wiele z tamtych szlagierów żyje drugim życiem aż do dziś i nadal z powodzeniem funkcjonuje w kulturze masowej jak chociażby "Umówiłem się z nią na dziewiątą" Eugeniusza Bodo z filmu "Piętro wyżej" , czy nieśmiertelne "Miłośc Ci wszystko wybaczy " Hanki Ordonówny z filmu "Szpieg w masce". Mi jednak ogromnie podoba się piosenka "Reformy pani minister" wspomnianej już przez Ciebie Toli Mankiweiczówny z fimu "Pani minister tańczy". Cud, miód i orzeszki...:D
Chciałabym:) Pana Janickiego osobiście bardzo szauję i podziwiam, i uwielbiam go oglądać. Ma w sposobie mówienia coś niezwykle zajmującego. Ech, stara szkoła. Teoretycznie na mój wiek, powinnam podziwiać dziennikarzy radia Eska i innych Bravo Girl. Nie, wróć: w większości to są "dziennikarze". Jak słyszę te wszystkie "psiapsóły", "frendzie", "boje" (boje to są na wodzie, a ja znam chłopaków), "lofciane" i inne "masakry", "totalne hery" itd. to mam ochotę zadzwonić i zapytać, czy oni mogą mówić po polsku. Ja też lubię wtrącać takie wyrażenia do wypowiedzi, ale kiedy czytam artykuł o wierności wśród przyjaciółek, gdzie słowo "przyjaciółka" nie pada ani razu, ba! "koleżanka" jest wymienione może raz - to dochodzę do wniosku, że to już przesada. Spora przesada. Pomijając już fakt, że wszystko jest kultowe: wczoraj lektor na którymś programie zapowiedział "drugą część kultowej sagi >>Zmierzch<<".
Doskonale Cię rozumiem, gdy ja wchodziłam w okres dojrzewania, nie było idiotycznych stacji radiowych, wchodziły za to na rynek takie czasopisma jak "Bravo" czy "Popcorn"i pamietam że rodzice zabronili mi je kupować mimo iż w całosci były poświęcone muzyce. W mowie potocznej funkcjonowały wyrażenia takie jak "czaderskie", "bombowe", "zajefajne". Dzisiejszego młodzieżowiego slangu też nie rozumiem...:D i dlatego nie słucham Eski...:)
Kultowa saga "Zmierzch"...ha ha ha ale się ubawiłam. "Akademię Pana Kleksa by lepiej wyemitowali, albo "Szatana z siódmej klasy" a nie takie zaśmiecacze mózgu. Wampiry, czarodzieje, wiedźmy tym teraz żyje popkuluta niestety. Zamiast czytać Harrego Pottera , to ja osobiście polecam ksiązki Małgorzaty Musierowicz.
Ach i bardzo ważne uwielbiam "Upiora w operze", z Twojego avataru wnioskuję że Ty też..:)
Kiedyś miałam istną obsesję, teraz troszkę mi przeszło, ale dalej uwielbiam:) Dobre filmy w polskiej telewizji... Hmm, moje najskrytsze marzenie. Przynajmniej jeden na miesiąc. Nie na TVP Kultura, na Jedynce, Dwójce, Polsacie, TVN. Jaaasne.
Oprócz "Kocham kino" w telewizji nie ma nic oprócz kinowych hitów albo tanich komedii. A "Kocham Kino" jest o tak genialnej porze, że biję brawo... Kochamy was.
Rozumiem, że wszyscy są teraz na "anty" z Polańskim, ale talentu panu odmówić nie można, więc może by tak puścili chociaż jeden jego film (oprócz "Dziewiątych wrót", które raz na jakiś czas lecą na Polsacie). Albo pana Hitchcocka (nie, za trudne, za stare). Albo pana Kubricka (nie, komu się chce napis czytać?). Albo pana Felliniego (a kto to jest?:D)
Na szczęście są takie kanały, jak TVP Kultura, TCM, CBS Europa, które czasem "puszczą" coś normalnego.
O, widzę, że znasz "Angielskiego Pacjenta". Piękny film, prawda? Dawno się tak nie spłakałam na żadnym.