Czytałam książkę i oglądałam przedwojenną wersję. Każda "Trędowata" jest na swój sposób urocza, trudno powiedzieć, która jest najlepsza. Ale wersja z '76 roku jest dla mnie cudowna.
Stefcia prześliczna, Waldemar zabójczo przystojny, idealnie dobrana para, inni aktorzy też dobrze dobrani.
Wg mnie dobrze zrobiony film, z książki wzięte najciekawsze dialogi i sceny i odpowiednio dostosowane do filmu. Sama śmierć Stefci zdaje się bardziej realistyczna niż w książce (na filmie umiera głównie wskutek choroby po ucieczce w strugach deszczu, w książce na zapalenie mózgu od zadręczania się anonimami). Tak więc trochę z książki, trochę własnej inwencji reżysera. Może miejscami trochę trąci kiczem, ale to zależy od gustu. Jedni się będą nim zachwycać, inni nie. Jak dla mnie to mogłoby być trochę więcej scen ze Stefcią i Waldim, np. scena książkowa, kiedy Stefcię ponosi koń, albo kiedy Waldi przyjeżdża na jej imieniny.
Na dobrą sprawę po części aktualny - mezalians, zakazana miłość, zazdrość i nieszczęście to w końcu tematy obecne również dzisiaj.
Polecam, warto obejrzeć. Teraz już takich filmów nie robią.