ten film to jest taka polska perełka; takiego filmu najprawdopodobniej nie obejrzą fani kina współczesnego i amerykańskiego; a szkoda; bo film jest zrobiony dobrze, nawet nie m tu zbyt wielkiego odstępstwa od książki i mówi o rzeczach naprawdę ważnych dlatego watro obejrzeć chociaż 90% nie będzie się podobał
Tak większość widzów nie lubi tego typu filmów ale ja cię całkowicie
popieram. Film jest wspaniały! Polecam też ekranizację przedwojenną
z Barszczewską i Brodniewiczem!
Piękny i wzruszający!
Zgadzam się, że tego typu filmy trzeba umieć docenić.
Dla mnie oprócz wzruszającej historii o odwadze miłości jest to też gorzki niestety obraz tamtych czasów i ogromnych podziałów wśród Polaków, którzy nie potrafili się jednoczyć nawet w czasach zaborów.
Ówczesny podział klasowy (chciało by się rzecz kastowy) jest dla nas współczesnych Polaków niemal niewyobrażalny.
Ludzie z tzw "sfery" święcie wierzyli, że w ich żyłach płynie lepsza krew (czy czegoś strasznego Wam to nie przypomina...)
Dlatego postawa Michorowskiego (czarujący Leszek Teleszyński!) wzrusza, a u wrażliwszych widzów i łzę może wycisnąć.
No ja jestem fanką kina amerykańskiego i ten film też bardzo lubię. Starostecka jest w nim zjawiskowa.
Mnie się film zdecydowanie podobał, ale nie uważam, żeby Starostecka była zjawiskowa. Primo - brunetka, secundo - pierwsza scena była żenująca, w książce idzie na spacer, tam goni za jakimiś promykami słońca. Rozumiem, że to miało obrazować jej radość życia, ale wyszło... dziwnie. Na szczęście odkąd na ekranie pojawia się Teleszyński, jej gra ulega znacznej poprawie. Nie że Starostecka jest zła czy okropna, ale ta pierwsza scena jakoś mi utkwiła w pamięci. W reszcie filmu gra świetnie. Leszek Teleszyński - cudowny, duet: Kownacka i Fronczewski - po prostu wspaniały, o Barańskiej i Wołłejce w ogóle się nie wypowiadam, bo to klasa sama w sobie. Brakowało mi w filmie postaci Edmunda Prątnickiego, jak również denerwowały mnie "przeskoki" w uczuciach bohaterów - wygląda jakby po paru dniach od poznania mieli zamiar się pobrać. Ale to film, nie książka i nie dało się zamieścić w nim wszystkich przemian psychicznych bohaterów. Za to muzyka - szczególnie w scenach tańca na garden-party w Głębowiczach i zaręczyn - po prostu brak słów. Takiej ścieżki dźwiękowej ze świecą szukać.
no tak ale to nie ona odpowiada za scenariusz, skoro reżyser widział scenę pierwszą tak a nie inaczej, to jej nie pozostawało nic innego jak tylko tak ją zagrać. wspaniały film, wspaniali aktorzy, wspaniałe kreacje. jedna z lepszych ekranizacji jakie powstały, w ujęciu ogólnym.
ehhh z sentymentem sięgam po stare, dobre, polskie kino, bo to co teraz powstaje to szmira....
pozdrawiam