To był film o grupce kolegów, którzy ze sobą dorastali i znali się na wylot. Właściwie to byli na siebie skazani i tak naprawdę z powodu braku wspólnych zainteresowań (prócz hery) nie mieli sobie nic do powiedzenia. Natomiast ludzie, którzy nie brali byli jeszcze bardziej beznadziejni. Usprawiedliwiali swoje słabości tym, że inni są jeszcze gorsi. Ale wszystkich łączyło jedno - byli przegrani, i ich jedyną ambicją było pokazać przed innymi, że są lepsi od nich. Jedynie Renton, który miał gdzieś rywalizację i po prostu brał życie takim jakie jest, był w stanie dostrzec, że tylko odrywając się od nich jest w stanie wyjść na ludzi.
Jestem pod wrażeniem, jak wszystkie role zostały fenomenalnie odegrane. 9/10
popieram i oceniam identycznie :)
requiem się do tego nie umywa, ale Candy też niezłe:)
Do mnie tez bardziej trafil trans...... i nie jest to sprawa "doroslosci do filmu", nie zasmialam sie ani razu podczas ogladania. Zwyczajnie uszanuj ze nie do kazdego doglebnie trafia ten sam film. Uwaga "Bo jest smieszniejszy?" jest zwyczajnie "smieszna":)
Requiem to niezły film ale 'obrzydliwie amerykański' - płytki i pruderyjny (narkotyki to zło! - ale odkrycie).
Trainpotting jest może i dwuznaczny moralnie ale nie tak nachalny i mentorski.
po pierwsze, chyba nie jest lepszy,
po drugie,
Twoje zwrócenie uwagi na obejrzenie Trainspotting z "innej" strony, sprawiło że jest to dla mnie lepszy film niż wcześniej, dziwne, dzięki ;]
Begbie nie brał tylko pił. Nawet narrator opowiada, że on nie ćpa ma inne zainteresowania wyżywa się na ludziach "Który z was jej to zrobił?"
Zgadzam sie ztym co piszesz ; ) porownywanie Trainspotting do Requiem jest bez sensu. W Requiem skupieja sie na dragach, na sile uzaleznienia. Tutaj raczej chodzi o ten calkowity brak perspektyw, zainteresowan. Bardziej o to co ich sklonilo do cpania i co trzymalo ich w nalogu a nie samo dzialenie narkotyku.
Polecam książkę, na podstawie której nakręcony został "Trainspotting". Autor ukazuje zdecydowanie szerszy aspekt problemów i wątków poruszonych w filmie; ta powieść opowiada o beznadziei i absurdzie życia szkockich nizin społecznych i klasy średniej, gdzie chlanie i ćpanie wcale nie wydaje się niczym tragicznym w porównaniu do reszty. Renton mówi: "Wybieram nie wybierać życia", bo po prostu nie widzi dla siebie ani dla nikogo perspektyw, chociaż to inteligentny chłopak, który teoretycznie mógłby robić karierę - pytanie, jaką-pieprzoną-karierę? Dla kogo i po co? Przy czym obserwuje i komentuje realia cynicznie i z dystansem, przez co książka jest tak przemożnie zabawna ;)
Natomiast "Requiem" to film stricte o dragach, o ćpaniu, o problemie; fakt, jest nieco zbyt patetyczny i przerysowany momentami, ale dzięki mistrzowskiemu montażowi i dobrej grze aktorskiej uderza, zostaje w pamięci - i bardzo dobrze, bo nawet w pastiszowym momentami i lekkim "Trainspotting" ćpanie nie jest niczym zabawnym ani lajtowym. Nie jest wcale.