Po pierwsze logika filmu jest choler*ie do kitu, fabuła jeszcze bardziej. Banały jakimi byłam serwowana raziły mnie kilkukrotnie, i miałam już zrezygnować z dalszego oglądania tego dzieła, ale już z czystej, podtrzymującej się resztkami ciekawości dotrwałam. Historia naukowca, który zostaje postrzelony, zatruty przed obawą, że stworzy coś co może przejąc w przyszłości kontrole nad ludzkością i światem. I było by to na tyle jeśli chodzi o sens filmu. Potem podłączyli go do tego komputera i w tedy zaczął się koncert nonsensów i bzdur. Po pierwsze jeżeli już dochodzi do tak wielkiego odkrycia, to wątpię by rząd i tajne służby zostawili ich sobie samym i tylko zgraja młodzieńczych aktywistów próbowała powstrzymać ten cały proces. Całe to przejęcie pieniędzy na giełdzie - ? nikt się tym nie zainteresował? Potem jakieś zadupie, budowa lochu podziemnego i co, rząd dalej nic nie robi? Czysta abstrakcja. Przekonywanie całej tej Evelyn, kompletne klapki na oczach. Wystarczyło, że puścił jej ulubioną piosenkę, opowiedział do snu o ich poznaniu się i była happy. Najgorsza głupota ever. Gra aktorów jak papier ścierny. Nie było nic w tej grze. Jak manekiny wystawione w teatrze. Każdy aktor jednakowo zagrał, straszne to było, płytkie i koszmarnie przez to nudne. Film jak dla mnie kompletnie bez sensu. pomijam fakt, że tego typu filmy rzadko są kręcone z sensem, gatunek sci-fi w większości przypadków to bełkot pseudo naukowy i ciężko dopatrywać się w tym rzeczywistej logiki i realnej wizji przyszłości. Dlatego tak mało, w moim mniemaniu dobrych filmów czysto naukowych.