Ten film to trochę taki gar z bigosem, do którego ktoś wsypał wiadro landrynek, profesor Atomus przypadkowo wrzucił weń związek X a na koniec wypróżnił się do niego kloszard. Gdyby uwieńczeniem tego dzieła była scena pojedynku Autobotów z Godzillą galopującą na oklep na Alienie monstrualnych rozmiarów, nie wywołałoby to u mnie najmniejszego zdziwienia. Bardziej uporządkowana wydaje się kolejka do kibla na statku, w czasie sztormu, wśród pijanych marynarzy z biegunką podczas ataku Krakena.