Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, początek filmu - czy nikomu nie przeszkadza, że ten sam aktor (Stanley Tucci), w tej części gra Merlina, a w poprzedniej grał w zasadzie głównego antagonistę (twórcę Galvatrona). Jeszcze jakby te postaci były jakkolwiek powiązane ze sobą, jedna była przodkiem drugiej, ale przecież nic z tych rzeczy :/
Druga sprawa - bardzo niefajne, prześmiewcze wręcz uśmiercenie postaci Sama z części I-III i taki symboliczny środkowy palec w stronę Shia LaBeouf, moim skromnym zdaniem. Niepotrzebne to było zupełnie.
Nie umiem ocenić, czy ta część była lepsza, czy gorsza od IV, ale z pewnością odbiega poziomem od I-III, przez co jestem zawiedziony. Bardzo to wszystko było pompatyczne, Wahlberg zbawca świata. Co mnie jeszcze poirytowało, to to, że autorzy bardzo często próbowali utkać jakieś głupie żarciki w różne części filmu, a niestety bardzo często efekt był po prostu żenujący - jak ten klon C3PO opiekujący się Hopkinsem, który grał na organach, albo śpiewał chóralnym głosem.
Nawet nie zwróciłam uwagi.
To uśmiercenie Sama wynika z tego, że po części III Shia ogłosił wszem i wobec, iż odchodzi z obsady. Coś w stylu małej zemsty Baya. Tak mi się wydaje.
Według mnie V jest dużo lepsza od IV, a już na pewno milion razy lepsza od III. Ale to tylko moje zdanie.