Transformers 3

Transformers: Dark of the Moon
2011
6,9 154 tys. ocen
6,9 10 1 154349
5,0 23 krytyków
Transformers 3
powrót do forum filmu Transformers 3

Tekst zawiera bardzo istotne spojlery!!!

Z góry uprzedzam - nie narzekam na to, że film miał scenariusz tylko trochę mniej
sieczkowaty niż wołająca o pomstę do nieba część druga. Rzecz w tym, że cała seria,
przy wręcz niesamowitych efektach specjalnych popełnia praktycznie wszystkie grzechy
scenariuszowe, które uniemożliwiły tej trylogii bycie czymś więcej niż ładnym obrazkiem i
filmem, po którym zakładane są tematy z motywem przewodnim "a czego się
spodziewaliście? To miał być film akcji sci-fi i był"

Ja na TF3 poszedłem, żeby zobaczyć wielkie, nawalające się kupy żelastwa i to
dostałem. Dlatego też oceniam ten film najlepiej ze wszystkich części, mimo iż to
pierwsza część najbardziej przypominała film.

Film o Transformersach dało się zrobić lepiej. Nie jestem fanem tego uniwersum, może
w przedszkolu jarałem się jedną czy dwiema plastikowymi zabawkami lub widziałem
kilka odcinków. Lecz nawet będąc kompletnym laikiem wiem, że w tym świecie
najważniejsze są dwie postaci - Optimus i Megatron, następne w kolejności są
pozostałe ważne transformery, takie jak np. Starscream. Nawet przy niezbyt
skomplikowanych relacjach między robotami, opartych na archetypach - Optimus jest
szlachetny, Megatron zły a Starscream to zdrajca - da się z tego zbudować film dobry, nie
doskonały, ale dobry. Warunkiem jednak jest odpowiednie rozwinięcie postaci. A
większość została niestety potraktowana po macoszemu, z wyjątkiem Optimusa i
Bumblebee. Szczególnie szkoda jest mi Megatrona, który jako nemezis Optimusa
powinien grać w trylogii większą rolę, a zagrał jakąkolwiek istotną wyłącznie w finale
części pierwszej. W drugiej był chłopcem na posyłki, w trzeciej czymś na kształt robo-
żula.

Słabość 'złych' robotów towarzyszy serii przez wszystkie trzy części. Praktycznie żaden
Decepticon nie wypowiada więcej niż kilka kwestii, większość nie ma osobowości, albo
nawet imienia. Ukłony w stronę fanów sprawiają wrażenie, że zostały poprzerywane w
połowie. Przykład? Postać Soundwave'a. Z tego co wiem z internetu, zdecydowanie
wygrał jakieś głosowanie fanów na postać, która powinna się pojawić w drugiej części. I
pojawiła się - wypowiedziała coś typu dwa zdania, zniknęła. Powrócił w części trzeciej,
również na łącznie parę minut, również prawie nic nie mówił, stał się praktycznie rzecz
biorąc wyłącznie obrazkiem bez osobowości ani nawet umiejętności walki (wiem, że
Soundwave był magnetofonem, mimo wszystko dobrze byłoby zobaczyć jakiś
satysfakcjonujący pojedynek*, czyż nie?). Postać Shockwave'a zaś to już przegięcie.
Robot tak bardzo obecny w kampanii reklamowej, reklamowany jako główny przeciwnik
w tej części, pomijając fakt, że nim nie był, to moim zdaniem powinien mimo wszystko
mieć w filmie swoje 5 minut, powiedzieć COKOLWIEK w ludzkiej mowie, zrobić coś
ważnego, zabić jakiegoś mniej ważnego Autobota lub dwa, poważnie ranić
ważniejszego, coś w ten deseń, a następnie polec po emocjonującym pojedynku z
pierwszoplanowymi Autobotami. Tymczasem w filmie nawet te nieliczne Decepticony,
które mają imiona - Shockwave, Starscream, Soundwave, Megatron - giną jak ostatnie
ciury**, podczas gdy bez problemu można było ich sparować z ważnymi Autobotami i
pokazać świetne, emocjonujące walki. Niedosyt - to słowo najlepiej oddaje moje uczucia
względem Decepticonów w tych filmach.

Nawet Autoboty zostały wręcz pominięte w scenariuszu (poza Bee i Optimusem). Nie
miałbym rzecz jasna o to żadnych pretensji, gdyby w tych postaciach nie było żadnego
potencjału, ale tak samo jak po 'złej' stronie ten potencjał był, ale mimo to reżyser i
scenarzyści ani razu nie stwierdzili, że z robotem można zrobić nawet tyci tyci więcej niż
przedstawić go i praktycznie o nim zapomnieć. Na przykład taki Ratchet - nie jestem
pewien, czy w trzeciej części zostało wypowiedziane jego imię. Gdyby nie część pierwsza
(gdzie z Autobotami można nawiązać nawet jako-taki kontakt), to te pięć słów, które
wypowiedział w filmie mógłby z powodzeniem powiedzieć Optimus. Albo niebieski
autobot-dziad (nie wiem, jak się nazywał, ktoś to raz powiedział a potem zapomniałem).
Czy ktoś w ogóle przejął się jego zgonem? Mi na przykład to zwisało i powiewało, bo
robot wcześniej wystąpił w zdaje się jednej czy dwóch krótkich scenach (mówię o
scenach, kiedy był czymś więcej niż tłem). Nie-do-syt.

Do postaci ludzkich raczej zarzutów nie mam, bo najważniejsze zostały zagrane dobrze,
kretyńskie i uwłaczające memu mózgowi żarty rodem z części drugiej zostały
ograniczone (co nie oznacza, że wyeliminowane), scenariusz to sieczka, ale również
należy zauważyć że od dna z części drugiej trochę się odbito (np bardzo podobało mi się
pierwsze 15 minut filmu i opowieść o wyścigu na księżyc - niestety był to jeden z niewielu
przebłysków dobrego scenariusza). Podkreślam poprawę humoru względem
poprzednich części - wg mnie zdarzały się teksty realnie dowcipne, chociaż za największy
postęp uznaję zredukowanie ilości żartów tragicznych (sikanie na Johna Turturro,
pierdzenie spadochronami, posuwanie Megan Fox w nogę) po których nóż w kieszeni
się otwiera.

Ostatecznie trzech filmów spod znaku Transformers nie uznaję za trylogię. To trzy
zupełnie różne próby zrobienia filmu o robotach, z których pierwsza pozostawiała
niedosyt i rozczarowywała w kilku innych kwestiach, druga była piramidalną bzdurą
sprowadzającą serię do kiepskiego żartu i przekreślającą ją w oczach krytyków, trzecia to
całkiem niezłe 'bum' na koniec i ogłoszenie, że to koniec imprezy. Tych filmów poza
oszałamiającą stroną audiowizualną i bohaterami nie łączy praktycznie nic, pomysły z
jedynki zostały praktycznie porzucone w dwójce, żadnych pomysłów z dwójki nie dało się
pozostawić w trójce jeśli jest się przy zdrowych zmysłach. Ostatecznie wszystko
sprowadza się jednak do jednego - te filmy zrobiła na tyle zła ekipa, że Transformery nie
mogły liczyć na w pełni 'godne' i 'sprawiedliwe' potraktowanie (które było możliwe), ale
też na tyle dobra, że na dwa z trzech filmów można patrzeć bez wstrętu. W tym ten chyba
najważniejszy, czyli ostatni.

(uwagi)

* Pojedynek Sentinela i Optimusa był dla mnie wzorowy. Postać Sentinela była świetna i
sprawdzał się wg mnie jako 'główny zły'. Mimo wszystko w zwieńczeniu serii Megatron
powinien mieć co najmniej równorzędną rolę.

** Shockwave ginie jak ciura. Dostaje worek na głowę, nie jest w stanie nawiązać
praktycznie żadnej walki. Co z tego, że napieprza w niego cały szwadron ludzi? Powinien
zginąć w walce, gdzie pokazałby, że czymś się różni od setek nijakich nienazwanych
decepticonów, które również są złomowane przez żołnierzy.
Soundwave ginie jak ciura. Przynajmniej zabija go jakiś autobot, ale i tak walki nie ma.
Starscream nie dość że ginie jak ciura, to jeszcze jak oblech.
Megatron ginie jak ciura, najpierw będąc oczywistą deus ex machina, ale następnie
ciężko ranny Optimus eliminuje go w kilka sekund, co sprawia, że trójkąt Optimus-
Megatron-Sentinel przypomina grę w papier-kamień-nożyce. Ogólnie do końcówki i
postawy Optimusa w ostatnich minutach mam zastrzeżenia, ale whatever.

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

Podbijam w 100%. Mam prawie identyczne odczucia co do postaci i ich potencjału w szczególności Shockwave i Soundwave.
Podobnie odczuwam wielki niedosyt. Po cichu liczę, że ktoś reaktywuje jeszcze tą serię i zrobi to lepiej choć nie do końca wiem czy to ma sens.

ocenił(a) film na 6
Pasieka17

super to wszystko podsumowałeś!

Pasieka17

Również zgadzam się w 100% z tym co napisałeś ;-)