Najbardziej rozbrajają przeskoki między diametralnie różnymi scenami szczególnie na
początku: atmosfera grozy narasta, wątek główny coraz bardziej pochłania, klimatyczna
muza... a tu nagle gitarka w romantycznej melodii i scenki życiowe Sama i buziaki od jego
panienki... no kur wa parskałem śmiechem. Raczej nie było to zamierzeniem reżysera.