Jak w temacie... nie macie wrażenia, że podczas tworzenia filmu była jakaś zmiana reżysera, albo scenarzysty? Pierwszej części tego filmu po prostu nie da się oglądać ... podczas, kiedy druga jest o niebo lepsza. Nagle pojawia się intryga, poprawiają się dialogi i nawet żarty zaczynają śmieszyć ;) Jak dla mnie to, gdyby ten film zaczął się od sceny, w której Sam wjeżdża do upadającego Chicago (to Chicago było, tak?? :D) przy kawałku Linkin Park, to byłby zdecydowanie lepszy. Oczywiście wiem, że w pierwszej części były ważne dla fabuły wydarzenia, ale je naprawdę dało się skrócić do jakichś 20 min filmu ;) Taka jest moja opinia przynajmniej :D:D
Ja miałam podobne wrażenie: Bay w połowie kręcenia zorientował się, że film jest nudny i postanowił walkę finałową przedłużyć i zrobić wcześniej. Skutek? Pierwsza połowa niesamowicie przynudza, a druga też nie jest najlepsza. Walka była ładnie zrobiona od strony wizualnej, ale ta "totalna rozwałka" zaczęła po kilku minutach męczyć.
Mi osobiście najbardziej do gustu przypadła ta pierwsza część, sama nawalanka była ok, ale do momentu nawalanki było kilka momentów, które określił bym jako "fajne"-wynika z nich, takie jest moje odczucie, że Bay oprócz nawalanek potrafi "opowiadać historie", potrafi snuć pewną opowieść, a to niezbędny u każdego reżysera talent.
Niestety ale po 40 mintuach film jest nudny, a ostateczna walka choc zrobiona efektownie to strasznie nudna i długa.