7,3 308 tys. ocen
7,3 10 1 308321
6,1 36 krytyków
Transformers
powrót do forum filmu Transformers

Swego czasu recenzując jeden z pierwszych filmów Michaela Bay?a pisałem ? ?Kino spod znaku Michaela Bay?a można lubić lub nie. Jedni są nim zachwyceni, wychwalają jego filmy i twierdzą, że jest najlepszym specjalistą od kina akcji, jaki ostatnimi czasy zadomowił się w Hollywood. Drudzy z kolei krzyczą, że jego filmy nie przedstawiają żadnej wartości i są tylko serią połączonych ze sobą scen akcji, które składają się na pozbawiony sensu obraz. Sean Penn powiedział kiedyś, że filmy Bay?a dodają otuchy tak samo jak rozprawa o raku i że podobnym twórcom życzy ?raka dupy? (?). Znakomity aktor jakim jest Penn wykrzyczał to przy okazji premiery ?Pearl Harbor?, który rzeczywiście był niemiłosiernie ciężki do strawienia i prócz znakomitej muzyki, zdjęć i efektów specjalnych nie prezentował nic co byłoby godne uwagi. Mijają kolejne lata, Bay kręci coraz gorsze filmy (efektowne, lecz zupełnie puste), aż wreszcie zostaje reżyserem ?Transformers?. Czy wyszło to filmowi na dobre, czy wręcz przeciwnie? Mniemam, że prawda leży gdzieś pośrodku...

Nie będę ukrywał, że przygodę z Transformerami zacząłem jako młodziak wraz z rozwijającym się rynkiem kaset VHS w latach 80 i emisją serialu w Polsacie w czasie pierwszego roku działalności stacji. Nie powiem ? gigantyczne roboty mają u mnie wielki szacunek do tej pory, gdyż jestem zwyczajnie szczęśliwy, że mogłem dorastać w latach nieusyfionych pokemonową i inną, zupełnie niestrawną papkę, którą nieraz musi się zadowalać mój 9-letni brat. Toteż z zaciekawieniem przyjąłem wiadomość o realizacji pełnometrażowego filmu. Gdy okazało się, że reżyserem zostanie Michael Bay, specjalista od wybuchowego kina akcji wiadomo było, że należy spodziewać się dynamicznej, akcji i pokładu niezłej, aczkolwiek niekoniecznie mądrej, rozrywki. Lecz pojawiły się także obawy...

Problem w tym, że Bay nie ukrywał, że wcale nie miał ochoty na reżyserię tego filmu, gdyż wydawał mu się zwykłą ?głupią opowiastką o zabawkach?. Jak to się nagle więc stało, że z radością zaangażował się do tego projektu? Czy nagle, przebudził się o 9 rano, zapałał wielką miłością do Transformerów i postanowił zrealizować o nich film, czy raczej zmusiła go do tego straszna porażka ?Wyspy? i reżyser szybko potrzebował kolejnego hitu, by zaspokoić swoje ambicje i nie stracić uznania w oczach wytwórni, która zakręcić mogła kurek z dolarami? Drogi widzu, sam odpowiedz sobie na to pytanie, ja jednak odpowiedź mam tylko jedną. Niestety wcale nie tą świadczącą na korzyść Bay?a...

Nie jestem jednak Seanem Pennem ? nie będę krzyczał na Bay?a, raczej stwierdzę, że każdy medal, czy moneta, ma dwie strony. I abstrahując od tego, że do filmu zaangażowany został Bay, dla którego jedyną drogą było napakowanie filmu wszelkiej maści efektami specjalnymi zaniedbując przy okazji inne rzeczy, trzeba stwierdzić, że film od strony technicznej stoi absolutnie na mistrzowskim poziomie. Wszystkie efekty specjalne są rewelacyjne i swej dziedzinie nowatorskie (już teraz założę się do kogo powędruje Oscar w tej kategorii), choć trudno w tym momencie przypisac ten sukces Michaelowi. Należy mu jednak oddać, że potrafił zapanować nad tym bitewnym chaosem, destrukcją i efektem totalnej anihilacji. Bo jakkolwiek mogę Bay?a lubić bądź nie (szczerze - lubię go za 3 pierwsze jego kinowe filmy, nie trawię za jego 3 kolejne), to jednak składam mu szacunek za jego umiejętność realizacji niesamowitych scen akcji i kolejnych dynamicznych ujęć. I mimo iż wiele z nich mogą razić wręcz zimnym wykalkulowaniem i przesadną perfekcyjnością (mimo wszystko uważam, że kino akcji powinno podążyć w stronę realizmu jaką prezentuje ?Ultimatum Bourne?a? Greengrassa). Nie zmienia to jednak faktu, że film jest czystą, solidną i efekciarską rozrywką, czego należało oczekiwać. Let?s roll...

Niestety owy styl Bay?a to nie tylko perfekcyjne sceny akcji, to także masa niedoskonałości, które iskrzą mocniej niż pociski trafiane w Decepticony. Bay na początku swej kariery potrafił zachować jeszcze umiar, później jednak stwierdził, że kolejne sceny akcji musi rozładowywać humorem i patriotycznymi gadkami, co jest niestety kompletnie niestrawne. Przykład? Proszę bardzo...

W pewnym momencie genialna, i ładna laska-informatyk mówi coś w stylu ?Tylko jeden człowiek na świecie może złamać ten kod?, po czym rusza do domu, przekraczającego wszelkie normy wagowe grubasa, który w swym zdezelowanym pokoiku 2x2, na swym małym komputerku ma rozpracować to, czego niby nie mogli spece z rządu na swych superkomputerach. Oczywiście grubas jest poniewierany przez swą mamusią itp., itd. Przyznam, że nie wiem do jakich amerykańskich debilów skierowany jest podobny humor, lecz polscy widzowie na sensie na jakim byłem, nie zaśmieli się z tych ?śmiesznych scen? ani razu (głucha cisza), mój 9-letni brat siedzący obok mnie i tak pewnie czekał tylko na wielkie roboty, z kolei ja siedziałem w fotelu zażenowany tymi głupotami. Wojacy też radzili sobie dobrze ? dziarski wojak zapieprza na swoim motorze i wali z granatnika znajdując się pod Transformerem, krzycząc (chyba ku chwale ojczyzny) nie zaważając na to, że 400 ton żelastwa może zrobić z niego mokrą plamkę. Niestety podobnych głupot jest w tym filmie trochę i niestety trudno, by podobny Bay?owski infantylizm nie szczypał po oczach. Bo on wręcz się w nie wgryza...

Niestety muszę potwierdzić też to, o czym napominali już inni. Roboty nie mają tutaj duszy, są tylko komputerowo generowanymi marionetkami. Kiedy umierały Autoboty w filmie z 86 roku, czuło się ogromny żal, kiedy umarł Optimus Prime, można było uronić łzę, gdyż czuło się, że tamte roboty miały w swym żelastwie prawdziwe serce i prawdziwe uczucia. Tutaj nawet, gdy rozrywa się Jazza, ma się do tego stosunek obojętny. Było, minęło. To najlepszy przykład na to jak nieporównywalnie większe emocje wywoływał wiekowy ?Transformers: The Movie?. Bay niestety olał to co kochała starsza gwardia widzów, za co mu nie wybaczę...

Oczywiście można namnożyć jeszcze minusów ? niektóre sceny akcji Bay?a przyponiją kopię ?Armageddonu? (ha! - spadające z kosmosy Autoboty, do złudzenia przypomina bombardowanie asteroidami; upadek Optimusa i Megatona z najwyższego budynku przypomina upadek wieży Chrysler Building; z kolei budynek do którego ucieka Witwicki przed Megatronem to ten sam- raczej się nie mylę - do którego wleciał jeden z ateroidów na początku ?Armageddonu?).
Z plusami podobnie - oryginalny, fantastyczny głos Cullena, świetna muzyka, montaż, komediowa rola Turturro ? z pewnością podbijają klimat...



Podsumowując moja końcową, zawyżoną znacznie ocenę ? jeżeli kochasz blaszane roboty, masz do nich sentyment i wychowałeś się na Transformerach uznaj ją za wiarygodną. Jeżeli nie byłeś fanem robotów, ale bawi się podobne, wybuchowe, mainstreamowe kino z Hollywood odejmij od niej ze 2, czy 3 oczka. Jeżeli z kolei nie jesteś miłośnikiem podobnych filmów nic nie obniżaj, tylko zwyczajnie daruj sobie seans, bo nie sądzę, że coś stracisz...

Transformers okazał się filmem nad wyraz efektownym, choć przypomina wydmuszkę ? niezwykle pieknie ozdobioną, piekną na zewnątrz, ale niestety zupełnie pustą w środku...


Plusy - genialne efekty specjalne, zdjęcia, swietna muzyka, przyjemny LaBeouf (z niego będzie dobry aktor, zobaczycie), totalna demolka, rozrywka na najwyższym poziomie...
Minusy - infantylny, debilny humor, kopiowanie przez Bay'a starych pomysłów na sceny akcji, brak głębi, dłużyny w srodkowej części filmu...
Moja ocena - 8/10

użytkownik usunięty
Grifter

Ciekawa recenzja i w końcu jakaś konstruktywna krytyka a nie w stylu "gniot" :D

Jeśli ktoś nie nza Transformers w ogóle, to po obejrzeniu tego filmu będzie zadawał dużo pytań bo faktycznie jak jużpisałem jest on deczko niekompletny. Z drugiej strony zaś jak już wielokrotnie pisałem trudno jest upchać 20 kilku letnią sagę z setkami wątków i dziesiątkami wersji w 2,5 godzinnym filmie. Dla tego też można Bayowi wybaczyć niedoskonałości.

Podczas oglądania tekiego filmu najlepiej nie wnikac co się skąd wzięło tylko oglądać i cieszyć sie tym co jest na ekranie. :D

Jesli chodzi o postacie to nie są one aż takie wydmuszkowate ;D

Deceptikony zimne, wyrachowane takie jak powinny być. Megatron wygląda jak diabeł - zgodnie z jego harakterkiem. Wygląda Deceptikonów wredny i zły tak jak powinno być. Przecież Blackout albo Barricade mają tak wredne gemby że można sie zakochać. Owszem brakowało mi krętactwa Starscreama :D. Owszem mało gadali ale Deceptikony bardziej czerpały przyjemność ze zniszczenia niż z dyskusji :D. Deceptikony moim zdaniem wyglądały tak jak powinny wyglądać wrdenie zimno i bezdusznie.

U Autobotów były świetnie dobrane głosy i twarze. W ogóle fajnie włąśnie to mi sie podobało że wygląd był zróżnicowany i charakterystyczny dla każdego robota. Np. Bumblebee w porównaniu do WW Garbusa z G1 wyglądał o niebo lepiej i bardziej wojowniczo. Ironhide wygladał mistrzosko mocn ybarczysty czarny cały cwaniaczek z wielkimi giwerami - w porównaniu z G1 o neibo lepiej, gdzie był ot takim zwyczajnym Autobotem. Jazz naprawde wyglądał jak najszybszy Autobot. Rathet inteligent elegant i dżentelmen - głos + wyraz twarzy mistrzostwo świata. No i nie był w końcu taki bezradny jak w G1 gdzie w ogóle nie umiał albo marnie walczył.

Generalnie chodzi o to że w G1 albo w The Movie 86' Transformery były bardzo podobne do siebie. Chodzi o to że były podobnie zbudowane i bardzo prosto za razem. Dopiero wyglą Galwatrona i koleżków zmienił trohę kształt i linię robotów.

W nowych tf-ach powala szczegółowość budowy robotów. Natomiast brakowało mi kilku chrakterystycznych koleżków takich jak Soundwav, Hot Rod, Jetfire, Prowl, Downschift, Cliffjumper, Schockwave

ocenił(a) film na 7

Ustosunkuję się do części o Tranformerach...

Przyznam, że osobiście wolę oryginalny image Decepticonów, w tym przede wszystkim starego Megatrona, który był esencją zła, wyrachowania i posiadał jeden z najbardziej szyderczych, charakterystycznych uśmiechów z jakimi się spotkałem. Mam świadomość, że w obliczu przemodelowania wyglądu robotów do filmu oryginalne lico niekoniecznie by się sprawdziło, pewien kompromis był konieczny. Z pewnością nowy Megatron nie dorównuje staremu, mniej ma do powiedzenia, niemniej nie uznałbym go, jak uważa wielu, za kompletną porażkę. Myślę, że to po prostu kwestia aprobaty nowych standardów. Ja je akceptuję?

Krętactwa Starscreama rzeczywiście szkoda, bo była to z pewnością jedna z najbarwniejszych mechanicznych istot z serialu. Zdradziecki krętacz, który był tak cyniczny i uparty w swych dążeniach do władzy, że aż komiczny - nigdy nie zapomnę sceny z jednego z pierwszych odcinków G1, jak Megatron na chwilę tylko upadł na ziemię, a ten zaczął od razu drzeć gębę ?Jestem dowódcą, jestem dowódcą? :)
Za mało takich smaczków było w nowym filmie...


Zgodzę się, że Autoboty prezentowały się całkiem nieźle, a przede wszystkim Optimus Prime, z niezapomnianym i charakterystycznym głosem Cullena, Bumblebee, którego image został tylko podrasowany, a dodatkowo udało się zachować jego komiksowy i serialowy charakter ? to mały, przydatny, sympatyczny robot o przyjacielskim usposobieniu, którego nie sposób wprost nie lubić, no i Jazz (który nieco się zmniejszył, a i w hierarchii go chyba trochę zdetronizowano), który wygląda całkiem nieźle. Największe odstępstwo zdecydowanie widać w przypadku Ironhide?a i Ratcheta, z czego w przypadku tego drugiego trochę nie trawię. Przyznam, że zawsze lubiłem tą postać (szczególnie w komiksach na jego losach opierało się wiele historii) ? jak sam zauważyłeś, Ratchet nie był wojownikiem, lecz lekarzem, a obliczu wojny, musiał dostosować się do nowych warunków, co przychodziło mu z trudem. Nie lubił swej nowej roli, lecz robił co mógł, by nie zawieść zaufania Prime?a. Dlatego nowy image Ratcheta niespecjalnie mnie przekonuje...



?Generalnie chodzi o to że w G1 albo w The Movie 86' Transformery były bardzo podobne do siebie. Chodzi o to że były podobnie zbudowane i bardzo prosto za razem. Dopiero wyglą Galwatrona i koleżków zmienił trohę kształt i linię robotów.?

Poniekąd mogę się z tym zgodzić, choć z pewnością nie do końca. Zawsze znalazły się jakieś rodzynki: Prime, Jazz, Jetfire, Grimlock, Megatron, Starscream, Soundwave. A Galvatron i jego ekipa rzeczywiście trochę namieszała, choć szczerze, wolę facjatę Megatrona niż Galvatrona...


?W nowych tf-ach powala szczegółowość budowy robotów.?

Bo tu każdy szczególik ma swój szczegół :) Wygląda to fantastycznie, to fakt?


?Natomiast brakowało mi kilku chrakterystycznych koleżków takich jak Soundwav, Hot Rod, Jetfire, Prowl, Downschift, Cliffjumper, Schockwave?

Otóż to, otóż to, choć jakoś nie widzę miejsca w filmie na tą jednooką, wszystko analizującą maszynkę. Nigdy jakoś nie lubiłem tego Decepticona?


Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
Grifter

Dobra rozbudowana i najważniejsze konstruktywna recenzja. Z większością się zgadzam, ale moim zdaniem roboty nie były całkowicie "odczłowieczone". Choćby scena łapania Bumbblebee - widać było po jego zachowaniu że cierpi. Ogólnie widać że faceci z ILM dolożyli mnóstwo starań, żeby twarze Transformerów były jak najbardziej ludzkie (nie mówiąc o bardzo ludzkim zachowaniu, np Jazz).
Ode mnie jest jeden minus - głos Megatrona. Nie chodzi o obsadę, ale o to że Elronda można poznać tylko w scenie z Samem na dachu (jego charakterystyczna, trochę przeciągająca głoski mowa). Mając aktora z takim głosem, można było to zrobić lepiej. Ja rozumiem że to robot, ale zmechanizowanie głosu można było troszeczkę obniżyć.

ocenił(a) film na 7
tom_1984

?(?)roboty nie były całkowicie "odczłowieczone". Choćby scena łapania Bumbblebee - widać było po jego zachowaniu że cierpi. Ogólnie widać że faceci z ILM dolożyli mnóstwo starań, żeby twarze Transformerów były jak najbardziej ludzkie (?)?

Całkowicie z pewnością nie, zgodzę się, lecz moim zdaniem to duży krok do tyłu w stosunku do roku 86. A sceny z Bumblebee? Od początku można się było domyślić, że się nam chłop wyliże, więc trudno było aż tak mocno się nimi przejąć. A śmierć Jazza uważam za porażkę ? Megatron wpadł na dach i zwyczajnie go rozerwał, po czym poszedł skakać dalej. Podczas totalnej demolki jeśli mrugniesz przegapisz jego śmierć. Można to było rozwiązać znacznie ciekawiej...

Pozdrawiam

użytkownik usunięty
Grifter

Co do śmierci Jazza to fakt troszke za banalnie potraktowano tą jakże ważną w całej sadze postać. Podobnie zdenerwowało mnie zabicie przez człowieka Blackouta i śmierć Devastatora. Tylko Transformers w oryginale jest w stanie zabić innego Transformera a nie jakiśtam białkowiec ;D ale można to jakoś przeżyć. Miejmy nadzieję że dwójka nam te niepowetowane straty wynagrodzi. :DDD

ocenił(a) film na 4
Grifter

No, nareszcie doczytałem do końca...

Dziwne, że Ci tego nie zaakceptowali.

ocenił(a) film na 7
_Garret_Reza_

Sam usunąłem swego czasu tą recenzję z kontrybucji. Stwierdziłem, że jak na recenzję zbytnio wnikałem w szczegóły. Było by nieprofesjonalnie :)

Grifter

w tej Twojej recenzji znalazłem takie coś:...

"[...] z kolei budynek do którego ucieka Witwicki przed Megatronem to ten sam- raczej się nie mylę - do którego wleciał jeden z ateroidów na początku ?Armageddonu?)."

mylisz się, budynek w "Armagedonie" to dworzec centralny w Nowym Yorku, budynek wykorzystany w "Transformers" jest w Los Angeles.

a tak wogóle, to mnie nic się nie kojarzy, ze scen, które wymieniłeś z innymi filmami Bay'a... ale jest taka scena, której nie wymieniłeś -jedyna jeśli chodzi o mnie - kiedy mały robocik Frenzy stoi za filarem a kamera jedzie przenikając przez rzeczy na stole, od niego w stronę aktorów - ta scena kojarzy mi się z "Bad Boys 2", kiedy Will Smith strzela się z hawajczykami (chyba) a kamera w ten sam sposób co w "Transformers" jeździ dookoła... ;D

użytkownik usunięty
Mauricio_Esposito

"[...] z kolei budynek do którego ucieka Witwicki przed Megatronem to ten sam- raczej się nie mylę - do którego wleciał jeden z ateroidów na początku ?Armageddonu?)."

Jakbym miał sie zastanawiać nad takimi sprawami to bym żadnego filmu z Holywood nie opbejrzał. Nie szkoda życia na takie dywagacje? :)