Pierwsza połowa filmu całkiem przyzwoita, ale druga ciągnęła się bez końca. Muzyka, kostiumy oraz widoki na plus. Większej kłody od Freidy chyba nie widziałam! Końcowe sceny to była jakaś masakra, zarówno dźganie sztyletem Jay'a (przez cały film Riz przypominał mi Rahula Bose!), jak i samo samobójstwo głównej bohaterki. W tych dwóch momentach chciało mi się śmiać. Tak jestem bez serca i bez wrażliwości artystycznej.
Ocena końcowa 5/10.