Standard. Ojciec straszący dziecko starymi legendami, odpływający w krainę szaleństwa. Córka mająca do niego o to żal. Ale ostatecznie okazuje się, że była w błędzie, a on był jedynym, który miał rację. I mogą teraz odnowić relację.
Słabo jest to wszystko nagrane i splecione. Cóż, można powiedzieć, że Skandynawowie zasługują na swojego King Konga czy Godzillę, niech sobie zrobią. Ale niech to nie będzie typowo amerykański kicz. Widać, że główna paleontobiolog pierwszy raz trzyma łopatę w ręku, a ślady Trolla są płaskie jak deska, co czyni film mało wiarygodnym. Wiem, że to dziwnie brzmi, mówiąc o opowieści o Trollu skalnym. Ale są opowieści nadprzyrodzone, które trzymają się jakoś kupy i dbają o szczegóły. Można wtedy się wczuć w klimat. Tu te szczegóły drażnią.
Brak też generalnie poczucia jakiejś grozy i powagi sytuacji.
Więc marna produkcja, jeśli chodzi o fabułę i grę aktorską.
Fajny Troll i zdjęcia gór. Można choć trochę oko pocieszyć.
Podoba mi się też utożsamianie Trolla z siłami natury, która się broni przed cywilizacją.