Jim Carrey do roku 1998 był postrzegany wyłącznie jako filmowy głupek i błazen, gwiazdor wyłącznie filmów czysto komediowych. Aż tu nagle, nie wiadomo skąd przywala niespodziewanego performensa, dla cudowna przemiana, świadcząca o jego zdolnościach aktorskich. Carrey wygrywa Złotego Globa dla najlepszego aktora w dramacie, i co?? i gówno, za przeproszeniem. Szanowna akademia ma go gdzieś i pomija jego występ. Absolutnie nie porównuje go tutaj do Begniniego czy Hanksa, ale litości nominacja jak nic. truman Show, świetny film 9/10