Peterowi udała się sztuka nielada: stworzył kolejny znakomity, dopracowany film w swojej karierze. Poczynając od świetnej (sic!) roli Jima Carrey'a, który wreszcie pokazuje, że talent rzeczywiście posiada; przez niegłupi morał po cudowną muzykę. Brawo, brawo :P
Ogląda się za każdym razem przyjemnie.
Zgadzam się! :)
Mam tylko pytanie co do jednego - po co ten (sic!)? Moim zdaniem rola Carreya jest genialna i nie ma tu powodu do podważania tego. Wspaniała i koniec kropka!