Truman Show

The Truman Show
1998
7,4 528 tys. ocen
7,4 10 1 528243
8,1 70 krytyków
Truman Show
powrót do forum filmu Truman Show

TRUMAN SHOW
THE TRUMAN SHOW (1998),
reż. Peter Weir

Rzeczywistość czasów, kiedy recenzowany film Petera Weira przyszło po raz pierwszy zobaczyć widzom na całym świecie, gwoli przypomnienia: były to czasy, kiedy telewizjami nie zawładnęły jeszcze rozrywki typu reality show, mało tego: rozrywki te, tak naprawdę, miały dopiero pojawić się po powstaniu obrazu, otóż rzeczywistość ta sprzyjała stosunkowo łatwemu, myślę, zaszufladkowaniu tego nad wyraz wielopłaszczyznowego w swej wymowie dzieła australijskiego reżysera. Filmu, który – wedle takich spłaszczających analiz – został sprowadzony do roli li tylko swoistego zapowiednika ery „nowej telewizji”, z jej bohaterami: prostymi, niczym niewyróżniającymi się ludźmi, „ewrymenami”, gotowymi – za cenę kuszącej wygranej – dać bezpowrotnie ukraść milionom innych osób, w roli widzów-podglądaczy, kilka-kilkanaście dni ze swego życia, bardzo często spędzanego (w ramach tej kradzieży) w nietypowej – a aktualne wydarzenia każą dodać: coraz bardziej nietypowej – scenerii.
Tego rodzaju kwintesencja – jak powyższa – uwłacza oczywiście randze dzieła Petera Weira, jest to bowiem film wielki, godny ze wszech miar nazwania go arcydziełem, być może najlepszy nawet obraz z całej filmografii reżysera. Okraszenie go mianem jednego z najważniejszych dzieł ostatnich lat z pewnością nie będzie żadną przesadą.

Siłę swą zawdzięcza „Truman Show” – jakkolwiek trywialnie by to nie zabrzmiało –bogactwu wymowy. W zasadzie każdy kolejny seans tegoż filmu owocuje nową jego interpretacją. Interpretacje te niekiedy zupełnie odbiegają od dotychczasowych, przy czym – jednocześnie – nie są z nimi sprzeczne, tworząc w oczach zainteresowanego obrazem widza coraz to bardziej misterną układankę jego wyobrażeń o prawdziwym świecie Trumana Burbanka, o jego bliskich i innych osobach (nieprzypadkowo – jak się, nomen omen, okazuje) zapełniających filmowe kadry i ich rzeczywistej roli, nie tylko w życiu głównego bohatera. Przez to „Truman Show” jest jeszcze atrakcyjniejszy, zwłaszcza dla widza świadomego i wymagającego.

Sprowadzenie dzieła australijskiego reżysera do kilku zaledwie prób odczytania jego treści będzie zapewne sporym recenzenckim nietaktem. Świadom tego, nie pretendując w żadnej mierze do roli autora wyczerpującej analizy, przedstawię poniżej kilka, według mnie: najważniejszych, kierunków interpretacyjnych filmu Petera Weira.

Jest więc „Truman show” wielką apoteozą Wolności. Czyż życie składać się musi wyłącznie z rutyniarskiej codzienności, owych „dzień dobrych i dobrych wieczorów”, obowiązkowych spotkań z psem sąsiadów Pluto, lektury tych samych gazetek, widoku ciągle tych samych osób mijanych w windzie i – fakt – pięknej, lecz przez swą irytującą powtarzalność: bełkotliwej, porannej muzyki Mozarta? A może jest COŚ JESZCZE, coś, co nie pozwala zatrzymywać się nam w życiu w danym miejscu, co każe nam pędzić w nieznaną stronę? Ku „naszemu prywatnemu Fidżi”?
W dążeniu do własnego szczęścia trzeba jednak porzucić nieraz i najpiękniejsze – tak wszyscy Tobie powiedzą – wyśnione miejsce na Ziemi: „nasze Seaheaven”. Miejsce, w którym tkwisz od lat nie widząc żadnej innej perspektywy: przyzwyczajony do domowego ciepełka i przyjaciół, mając intratną posadkę czy nawet wspaniały, świetnie urządzony domek z pięknym ogrodem. Możesz już nie spotkać milszych sąsiadów ani nie zobaczyć urokliwszych wschodów i zachodów słońca. Możesz nawet stracić, i to bezpowrotnie, bliskich, rodzinę, a nawet najwierniejszych przyjaciół.
Zaryzykować jednak chyba warto. W imię Nieznanego.

W owej wędrówce ku Swemu Przeznaczeniu nie wystarczy, że zauważysz w końcu fałsz i obłudę tego świata. Czasem musisz przyjrzeć się tym wszystkim i temu wszystkiego, kto (bądź co) jest dla Ciebie najważniejsze. Czy naprawdę pragną Oni twego szczęścia?

Czymże jednak jest to Twoje Szczęście?
Tym, że możesz unieść się dumą tylko dlatego, że jesteś gwiazdą? A może tym, że autobus Cię nie potrąci? Jesteś przecież zbyt cenny dla Nich wszystkich. Będą Ciebie zatrzymywać, lecz Ty walcz: nie poddawaj się. Zbyt wiele możesz stracić.
„To piękne, ale to ciągle nie to”. Nie możesz poprzestawać. Musisz szukać dalej. Jesteś przecież tak blisko. O krok od Upragnionego. To Twój Cel. Uwierz: nie możesz bez Niego żyć, zawsze Go pragnąłeś. Idź dalej. Pokonaj swój strach, swoje lęki i obawy. Twoja zdobycz wymaga odwagi i poświęcenia: to jednak jest TWOJE Fidżi: nie Ich, ale Twoje. Nie pozwól Im, by Ci je zabrali.
„Twoje Fidżi”: zupełny kraniec. Przeciwieństwo tego-co-jest. Ideał w porównaniu z beznadzieją codzienności, szarzyzną każdego dnia: Twoje Idealne Marzenie, najpiękniejsze z możliwych.
„Nie możesz już uciec dalej, bo wtedy będziesz powracał".

„Truman Show”: show o i z Trumanem Barbunkiem. Gwiazdą podziwianą przez miliony, nieodłącznym elementem życia starszych babć z poduszkami (z Trumanem oczywiście), wziętych policjantów z komisariatu, młodych atrakcyjnych pań, a nawet przygodnych klientów każdej chyba restauracji z włączonym w niej telewizorem. Lecz kim szczególnym jest cały ten Truman?!
To przecież zwykły, prosty, niczym nie wyróżniający się człowieczek, choć – nie da się zaprzeczyć, bowiem o to może właśnie tutaj chodzi: taki szczery i prawdziwy. True-man. O dziwo: okazuje się, że jego życie, a już najbardziej jego walka o „wyzwolenie”: o prawdę i marzenia, w trakcie której to walki śledzimy jego ukrywane słabości, tę niechęć przed wodą, ale również nieshańbioną wolę, dzięki której swe słabości Truman jest w stanie pokonać, jest dla nas: widzów, najważniejsza. Chcemy je oglądać.
„A jeśli nie dojdę na szczyt, wykorzystaj mnie jako alternatywne źródło energii."

Takiego człowieka jak Truman chcemy najwyraźniej oglądać. Przecież to jeden z wielu: jeden Z NAS. Oglądając Trumana nie oglądamy więc przypadkiem siebie samych: w glorii sławy i chwały? Kto by zatem chciał w takiej sytuacji chciał patrzeć na jakieś eksplozje i wybuchy?! Ogródek, zaciszny kąt, piwnica z ulubionymi gratami, a obok tego pragnienie Wielkiej Przygody: ideały bliskie nam wszystkim. Jakież oto sprzeczności, bliskie NASZYM sprzecznościom, nosi w sobie ten Truman: skomplikowany w swym nieskomplikowaniu. Wielki w swej prostocie. Chodzi przecież „tylko o to”, aby dotrzeć tam, gdzie dalej już nie można. I łatwe to i – zarazem – jak niemożliwe. Kwintesencja „naszego” człowieczeństwa, stwierdzilibyśmy, przy czym wielu z nas w tonie wielce „nabożnej prośby”.

A jeśli nie uda się zaistnieć jako „tiwi-star”, to chociaż przydałby się efektowny tego substytut: w postaci tzw. interaktywnych programów, gdzie jako „niedoszli gwiazdorzy” „sprawdzalibyśmy” determinację innych w rywalizacji o upragnioną nagrodę. Co zrobi Truman, by dostać się na Fidżi? Może go sprawdzimy? Nieprzyjazna, stosując silny eufemizm, żona, wścibska teściowa, fałszywy przyjaciel, pozornie piękne miasteczko, korki na autostradzie, wichry, sztormy, a nawet burze. I wszystko inne. Stwórzmy świat, w którym go uwięzimy, a zobaczymy, na ile się zdobędzie w swej „prywatnej krucjacie” ku „upragnionemu”.
A teraz zbanalizujmy, stosując kryteria nam aktualne: gdy zamkniemy ich pod jednym dachem, prześpi się z nim czy nie?, odważy się wejść pod prysznic nago?, pobiją się czy nie?, zje pluskwę albo da się obgryzać przez szczura za „marne” 50 tys. dolarów?, itp. itd.
Smutne to i tak prawdziwe zarazem. W tle majaczy gdzieś hasło z plakietek reklamujących filmowe show z Trumanem w roli głównej: „jak się to skończy?”. Do czego posuną się stacje telewizyjne, byleby tylko zapewnić nam, głodnym atrakcji widzom, „atrakcyjne” spektakle i programy?

A może jednak chodzi o coś zupełnie innego?
A może Christoff, telewizyjny kreator, twórca i reżyser filmowego świata: z Seaheaven i wszystkimi jego postaciami oraz innymi detalami, które podziwiają widzowie „wspaniałego” show, inicjator pomysłu filmowej adopcji Trumana, nie jest wcale jego przeciwnikiem? Może ten filmowy Stwórca (Bóg?) wcale nie chce krzywdy Trumana? Może piętrząc przed nim wszystkie te trudności i kłopoty, pewien i tak zwycięstwa głównego bohatera (przecież zna go doskonale – Truman jest JEGO dzieckiem – i z tej racji Christoff na pewno wie, do czego zdolny jest wychowanek: domyśla się zatem, że może tenże osiągnąć upragniony cel), może więc chce przez to przekazać innym widzom ważne przesłanie: „nie różnicie się wcale od Trumana; podążajcie jego tropem; fakt, może być trudno, czasem nawet bardzo, ale ten oto Truman pokazał Wam, co należy czynić – idźcie więc i podążajcie za jego przykładem”?