zabawne jak niepostrzeżenie stajemy się widzami, takimi jak widzowie w filmie, oni kibicują Trumanowi w codzienności, a my w walce z codziennością.
Manipulacja i pseudo doskonałość miasteczka zdaję sie przerażać od początku, razić, denerwować. Denerwuje także naiwność Trumana, która z czasem dopiero przeradza się w podejrzliwość.
Film opiera się na kontraście, gdzieś pomiędzy prawdą, a "prawdą" wykreowaną, dobrocią, a obłudą. Opowiada o dotkliwym szukaniu prawdziwych emocji, o fakcie, że telewizja przedstawia przeinaczoną "quasi rzeczywistość", wreszcie o zagubionej tożsamości.
Oglądając "Truman Show" nasuwa się w myśli "Miasteczko Pleasantville" Gary'ego Rossa, jako kolejny przykład utopii, która nie miała prawa bytu.
Muzyka zasługuje tutaj na jedno, wyraziste słowo-przepiękna.