Nigdy bym nie przypuszczał, że przyjdzie mi napisac te słowa, ale najnowszy film Susanne Bier mnie totalnie wymęczył. Po reżyserce "Otwartych serc" i "Braci" spodziewałem się filmu mocnego, drapieżnego, niepokojącego. Tymczasem "Tuż po weselu" to taka papka z banalnymi wątkami typu: spotkanie po latach, tajemnica rodzinna, zdrada etc. Telenowela jak się patrzy. Najbardziej zaskakujące jest to, że tak jest przez cały film. Myślałem, że na koniec okaże się, że to była tylko zabawa banałami, jednak nie.. Mam nadzieję, że ten film (nominowany do Oscara, co zostawiam bez komentarza) to tylko wypadek przy pracy.
Nie wiem, co widziałeś, ja widziałem grę dwóch mężczyzn.
Życie jednego było jednym wielkim obowiązkiem podejmowania decyzji od których zależał los chyba tysięcy ludzi. Życie drugiego to jeden wielki przypadek, przypadkiem trafił do sierocińca jako opiekun i nie potrafił go prowadzić, a to, jako jedyne, nie przez przypadek.
Gra dwóch rodzajów bycia dobrym człowiekiem. Obydwa rodzaje dobroci mają swoje złe oblicza. I jedna w tej grze wygrała. I ta gra jest poprowadzona przez reżysera lepiej niż dobrze. A pytanie: dlaczego musiały ze sobą walczyć? po tym filmie pozostaje. Nie wiem, co to telenowela, ale mam wrażenie, że eksploatuje walk dobra ze złem, więc chyba nie ten gatunek. Dobór aktora do roli Jakoba wysmienity.
moze i telenowela, ale zrobiona rewelacyjnie i bardzo ambitnie potraktowana. Takich ambitnych telenowel oby jak najwiecej!
Historia poprowadzona po mistrzowsku, chyle czola przed pania Bier
zastanów się po co oglądasz filmy skoro dystansujesz się podczas ich oglądania i w pełni ich nie przeżywasz.
Ale ja przecież bardzo chciałem 'przeżyć' ten film, tylko że się nie dało! Od pierwszych scen coś nie grało, coś nie zaskoczyło... i tak się ciągnęło do końca. Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale obejrzyjcie wcześniejsze filmy Bier, a na pewno inaczej spojrzycie na "Tuż po weselu".
ogladalem ten film na festiwalu dwa brzegi w kazimierzy na malym rynku i musze przyznac ze polowa widowni plakala na tym filmie!! moim zdaniem film jest ciekawy i nie da sie oderwac wzroku od ekranu. rzadko mozna ogladac tak wciagajace filmy. moim zdaniem rezyseria pierwszorzedna i zaluje ze ten film nie dostal oscara.
O czym ty piszesz? nie zgadzam się z Toba absolutnie. Jaka "papka"?
Film jest świetny!
Piękny i wzruszający. - After.The.Wedding.
Naprawdę, nie spodziewałem się, że to będzie taki film. Nawet nie wiedziałem, że to szwedzka produkcja. Tytuł nie był zachęcający – „After The Wedding”. Myślałem, że jakaś kolejna, prostacka komedyjka zza wielkiej wody, a tutaj kompletne zaskoczenie. Trudno jest coś napisać, nie unikając spojlerów, ale się postaram. Pierwsza część filmu dosyć nudnawa. Nie zniechęca, ale tez nie zachwyca. Dopiero moment, tak chyba po godzinie, kiedy już zorientowałem się o co chodzi, film totalnie wciąga i nie pozwala oderwać wzroku. Dla mnie ten obraz jest o: poświęceniu, miłości, przyjaźni, pragnieniu życia, szczęściu dla najbliższych... Każdy z tych epitetów można rozwinąć i uzasadniać, dla mnie pasują idealnie. „Problem” może się wydawać dość „wyświechtany” we spółczesnym kinie, ale jednak jest w tym filmie jakaś świeżość i chęć poznawania dalej. Aktorstwo wyśmienite. Bez jakichś znanych nazwisk (choć prawdopodobnie w Szwecji ci aktorzy są znani), pięknych twarzy, teatralnych póz. Mężczyźni są mężczyznami, kobiety kobietami, bez udawania, bez sztucznych min. Oczywiście nasuwa się na pamięć niezależny, amerykański film – „Moje życie poza mną” (a propos – ten wspaniały), z taką różnicą, że bohaterowie się zamieniają, i to kobieta próbuje się „pożegnać”. Dosyć to wszystko chaotyczne, ale nie chcę zdradzać „o czym film jest”. Miesiąc lipiec rozpocząłem znakomitym obrazem, mam nadzieję, że cały taki będzie, po niezbyt dobrym czerwcowym „maratonie filmowym”. Polecam bardzo gorąco – „Efter Brylluppet” (to oczywiście szwedzki tytuł). Mały ps. Na minus dwie sprawy: pierwsza; to ten dialog pod koniec z małym chłopcem, niezbyt naturalny, i nie wydaje mi się żeby takie dziecko mogło tak dojrzale odpowiedzieć, ale to mi się może tylko wydawać. A druga, to za mało muzyki wspaniałego islandzkiego zespołu Sigur Ros (jedynie na początku i końcu filmu).
Moja ocena: w pełni zasłużona 10/10
z ta tylko uwagą, że film jest koprodukcją szwedzko-duńską, co nie jest bez znaczenia.
aktor grający jacoba, mads mikkelsen, jest duńczykiem (grywającym z powodzeniem i w hollywood od czasu do czasu). bardzo polecam inne filmy z jego udziałem, bo jego aktywnośc w jakimkolwiek projekcie właściwie gwarantuje jego wysoki poziom (co "efter brylluppet" tylko potwierdza).
popieram. po co ogladac nowe filmy tego samego rezysera/rezyserki, gdy oczekuje sie dokladnie powtorki z poprzednich. Film jest wspanialy i nie jest nudny o ile ma sie jakiekolwiek umiejetnosci skupienia na dluzej niz 3 sekundy i empatii. Tak empatii, bo ten film pokazuje wspaniale emocje.
Chciałbym zaprzeczyć wszelkim pogłoskom, jakobym nie mógł się skupić na dłużej niż 3 sekundy bądź był fanem "Piły V" etc. - potrafię obejrzeć film od początku do końca bez przerwy:) to, że "Tuż po weselu" (swoją drogą film duński, nie szwedzki) nie spodobał mi się, to pewnie kwestia gustu i niespełnionych oczekiwań. Zresztą, nie oczekiwałem jakiegoś 'remake'u' jej poprzednich filmów, tylko filmu, który oferowałby to, co było najlepsze w poprzednich filmach Bier - a więc filmu mocnego, drapieżnego i niepokojącego;) niestety, żadnej z tych trzech cech nie znalazłem.
Bodil, a spodobały Ci się "Otwarte serca"? Ja nie mogę się zdecydować który z tych dwóch filmów bardziej lubię, stąd chętnie usłyszę co masz "Tuż po weselu" do zarzucenia, a chwalisz w "Otwartych sercach":-)
Bodil, dorośnij wreszcie... Nie nazywaj wartościowego obrazu papką. Jeśli chcesz film mocny, drapieżny, niepokojący to włącz sobie "Piłę V".
(możliwe spojlery)
Moim zdaniem film wypada zdecydowanie lepiej od "Braci" i jest dla mnie na równi z "Otwartymi sercami". Świetnie zagrane role i nie mam tu na myśli tylko Madsa, ale i też aktorki, które grały Helenę i Annę, jak i (albo przede wszystkim) Joergena. Film pokazuje jak wiele może zmienić jeden incydent w życiu i ile jesteśmy w stanie poświęcić w imię miłości. Miłości do córki, dla której Helen poświęca miłość do Jacoba, miłość Jacoba, który naprawia błędy przeszłości, porzuca ideały i opuszcza na zawsze Indie i ukochanego Pramoda, ale widzimy też Joergena, człowieka, który prawdopodobnie dużo złego narobił w żyiu i teraz szuka odkupienia. Ściąga Jacoba z Indii (nie wiem jak inni, ale dla mnie on ewidentnie wiedział, że to TEN Jacob, tak samo jak wiedział przez te 20 lat, iż Jacob żyje), aby ten zajął jego miejsce. Wiedział, że niedługo umrze, ale jakże bolesne musiało dla niego być, aby widzieć jak żona i Jacob rzucają sobie jednoznaczne spojrzenia. Dla mnie to film o tym, że czasami w życiu bywa tak, iż nikt nie ponosi winy, po prostu głupio wyszło i trzeba nauczyć się z tym żyć.
Jedyna rzecz, którą ja mam temu filmowi do zarzucenia to to, że po około 5 minutach filmu wiedziałam już o co będzie chodziło, przez co niektóre sceny nie wpłynęły na mnie tak jak powinny.
Mimo wszystko- zasłużone 9/10 i jak najbardziej zasłużona nominacja do Oscara. Nie powiem, że powinien być Oscar, gdyż w takim wypadku "Życie na podsłuchu" by nie dostało, a wtedy byłabym naprawdę zła, jako że to jeden z moich ulubionych filmów.
Obejrzałam zachęcona pozytywnymi opiniami. Film niestety nie podobał mi się.
Historia nie wciągnęła mnie zupełnie - tyle tragedii w jednej rodzinie w przeciągu paru dni można zobaczyć chyba w "Modzie na Sukces" (przede wszystkim mówię tu o doklejonym na siłę wątku zdrady upieczonego małżonka). Jakby Anna nie miała dość przeżyć związanych z nowym tatusiem to jeszcze musieli jej zepsuć małżeństwo. Nie przekonuje mnie praca kamery i wieczne zbliżenia na oczy bohaterów - czy ktoś tu nie wie, że wszystko stosuje się z umiarem? Każda scena, średnio co czterdzieści sekund - zbliżenie oka lub oczu, włosków na ciele czy jakichś innych szklanek. Co za dużo to niezdrowo. Poczułam się estetycznie zgwałcona patrząc na wiecznie spoconą twarz Jacoba i obrzydliwe poroża w pokoju (te drugie obowiązkowe przy każdej scenie kręconej w mieszkaniu Heleny). Dialogi w stylu "Czemu mnie zostawiłeś?" lub "Nie miałem wyboru" - zbiły mnie z tropu w poszukiwaniach głębszego przekazu. Nie polecam.