Obejrzałem "Tunel" ponieważ lubię filmy katasrtoficzne i widziałem chyba wszytskie klasyki z tego gatunku. Zaczyna się bardzo typowo, poznajemy głównych bohaterów, jednak bardzo pobieżnie. Ot, takie zwykłe chwile przed wypadkiem, ludzi nie spodziewających się niczego złego. Wśród nich są: uciekający złodzieje brylantów, autokar z więźniami, bogaty bussinesman i małżeństwo, które było blisko rozpadnięcia się. Wielu z ludzi, który wjechali w feralnym momencie ginie od fali uderzeniowej, ci którzy przeżywają jej uderzenie (okazja pokazania niezłych efektów specjalnych) walczą o przeżycie. W postaci Kita Latury, którego gra Sylvester Stallone (gra taksówkarza jak w "Rhinestone") , wyzwala się bohater od razu po wybuchu - zachowuje się jak dowódca akcji ratunkowej, a jest przecież kierowcą. Okazuje się jednak, że kiedyś był ratownikiem i brał udział w podobnych akcjach, ale został wyrzucony, za nie do końca wyjaśniony incydent. Teraz oczywiście on najlepiej wie jak przeprowadzić akcję ratunkową. Jak to mówi "Zna ten tunel jak własną kieszeń". Robił tu kiedyś symulację katastrofy, więc jest dobrze poinformowany o konstrukcji budowli i o tym jak skutecznie przeprowadzić akcję ratunkową. Wydaje się to niemożliwe ale bohaterowie grani przez Stallone właśnie takich rzeczy dokonują. Moim zdaniem film jest niestety schematyczny a wręcz banalny(nietrudno się domyślić jak to się wszystko będzie toczyło), ale wykonany przyzwoicie. 6/10