został nakręcony przez rodowitego Tybetańczyka i to w dodatku osobiście represjonowanego przez Chiny, co powoduje, że film jest jak na mój gust zbyt mocno zabarwiony emocjonalnie. Nie ma tu za grosz obiektywizmu, a niektóry sceny wręcz rażą prymitywną grą na emocjach, jak np. pokazywanie zdjęć zabitych Tybetańczyków. Po co to? Równie dobrze Chińczycy mogą pokazać swoje ofiary tego konfliktu. Nie tędy droga.
Nie zgadzam się. Relacje tybetańsko-chińskie są w tym filmie niezbędnym tłem dla głównego tematu - zaniku tradycyjnej muzyki tybetańskiej, która nie miała nic wspólnego z muzyką Chin. Autor trafnie pokazuje jak chińscy komuniści zabijają tradycyjną kulturę Tybetu, a najlepszym przykładem jest wspominana przed autora Tseten Dolma.
Jedyny minus to polskie tłumaczenie, gdzie nazwiska wykonawców z Tybetu pisane są po polsku (np. Ceten zamiast Yseten) co bardzo utrudnia szukanie owych wykonawców w necie.
Ten film był najlepszy, obok "Nowych", na tegorocznym Watch Docs.
8/10