Uwielbiam filmy akcji i przymykam oko na niektóre sceny, ale ten to już przegięcie... Gość w pojedynkę (nie licząc końcówki filmu) rozwala praktycznie całe wojsko + kilku oprychów. Tak, wyszkolone wojsko, zaopatrzone w auta, helikopter i tony broni (w tym wyrzutnie rakiet, granaty). W między czasie zostaje potrącony przez rozpędzone auto oraz wyskakuje z rozpędzonej furgotenki na ulicę. Efekt? Złamana / zwichnięta ręka i trochę zadrapań na twarzy / ciele...
Ja rozumiem filmy z Seagalem, czy van Dammem, w których w pojedynkę rozbijają jakieś mniejsze / większe grupy przestępcze. Nawet w Szklanej Pułapce jeszcze jakoś miało to ręce i nogi. Jednak tam nikt nie walczył z całym wojskiem i to w obcym dla siebie mieście.
Reżyser przegiął pałkę...