Nieco pompatyczny i miejscami mocno sentymentalny, u nieprzyzwyczajonych do sporej dawki lukru może wzbudzić wymioty. Wiarygodności dodaje gra aktorska, szczególnie Marcha i Howarda (ale ten tylko jako staruszek), choć Shearer też zagrała bardzo dobrze. Wstawki z młodym bohaterem Howarda i jego ukochaną niesamowicie przesłodzone, ostatnia scena też nie jest wolna od lukru, a wszystko kończy się bardzo przewidywalnie, ale ma to swój urok.