Z tym dokumentem jest taki problem, że historia sama w sobie jest spektakularna i trzyma całą produkcję na dobrym poziomie, ponieważ schemat pokazywania procesu jest podobny jak większość współczesnych filmów/seriali o tej tematyce; wprowadzenie, zbrodnia i wywiady z osobami, które były w sprawę uwikłaną. Nie mówię, że "Ujęcie z daleka" jest złe, tylko uważam, że można byłoby pokusić się o ciekawszą formę. Poza tym wielki plus dla Netflixa za nagranie czegoś, co kończy się w końcu "happy endem" w sądzie, ponieważ po "Taśmach winy" już straciłam wiarę w system sądownictwa. Dla fanów konwencji i true crime itp. pozycja obowiązkowa!
Nie wiem co w tej historii jest spektakularnego? Znalesli nagranie ze stadionu i goscia wypuscili.Pelno jest takich spraw.
Tu zadziwia szereg przypadków, które akurat pomogły oskarżonemu. Jak małe było prawdopodobieństwo, że David z ekipą HBO akurat wybiorą ten sam "korytarz" na stadionie, tego samego dnia, że wbił się akurat w taśmę, która okazała się ważnym dowodem w sprawie. Piękne, jak zwykły serial pomógł uratować gościa od kary śmieci. Ale sam dokument średni, szczególnie drażni forma estetyczna, te closeupy na bohaterów tragiczne.