Bardzo podobny do Układu Kazana w którym znakomicie zagrał ojciec Douglasa.
Rzeczywiście, zakończenie kompletnie nie przypadło mi do gustu. Powinni odstrzelić prędzej tę głupią żonę, niż faceta - o ile w ogóle kogoś.
Nie zgodzę się z Tobą, bo gdyby było to "holyłuckie" zakończenie to pewnie żona wybaczyłaby D-Fensowi i żyliby razem z córką długo i szczęśliwie.
Według mnie zakończenie było bardzo dobre. W pewnym momencie było mi nawet żal D-Fensa. W sumie zginął przez przypadek, wyjmując pistolet na wodę.
mnie się podobał moment w którym D-Fens dziwi się :
,,więc to ja jestem tym złym ?"
IMHO to nie żaden przypadek - uczynił to świadomie. Swoimi dokonaniami udowodnił że pewne naganne zachowania nie mogą pozostac bez konsekwencji. Jednak w trakcie procesu naprawiania związku przyczynowo-skutkowego sam musiał ponieś konsekwencje.
Oj nie bardzo się zgadzam; D-FENS wiedział (w sumie żaden dwumian Newtona), że "podsumowaniem dnia" będą lata pudła....samo zabójstwo to kto wie czy nie czapa. Stąd wymusił żeby Prendergast go zastrzelił, sam nie chcąc i już nie mogąc odebrać sobie życia. A to pewnie planował. I podzielam opinię o zdziwieniu.
Właśnie tak, trochę jak Raskolnikow Dostojewskiego - zbrodnia i kara. Przyczyna i skutek.