Biorąc pod uwagę trailery, opisy i opowiadania ludzi którzy go obejrzeli przede mną, nie tego się spodziewałem po tym filmie. Myślałem, że będzie to film o zwykłym facecie, który pracuje sobie w swoim biurze. Na co dzień elegancki, grzeczny, słucha szefa. No wzorowy pracownik i obywatel. I raz, jedyny raz ma zły dzień w pracy. Jakiś namolny klient, czy tam zostaje pominięty przy długo oczekiwanym awansie. Wraca do domu, a tam korek, kończące się paliwo, przygłupi pracownik stacji benzynowej. Frustracja w człowieku się nawarstwia i wreszcie czara goryczy się przelewa. Kotleś bierze broń i "porządkuje świat po swojemu". No wiecie, strzela do kobitki przy kasie w hipermarkecie co blokuje kolejkę wykłócając się o promocje, której nie ma. A to rozwala sklep, który wciska mu towar niezgodny z reklamą, a to wywala cały magazynek w okienko urzędu, który to próbuje naciągnąć go na gówno wartą ofertę za większe pieniądze. No po prostu film o takim człowieku, który był normalny, ale przerósł go system. No przecież każdy z nas ma takie din, gdzie chciałby walnąć porządnie tą przysłowiowa pięścią w stół, bo ma por postu wszystkiego już dość!!!! A tym czasem mamy film o gościu chorym psychicznie, który jedzie do swej ex-żony, która go nie chce widzieć, bo się go boi (i ta choroba psychiczna była powodem ich rozstania) na urodziny córeczki i po drodze zdarzają mu się rzeczy, które jeszcze bardziej pogłębiają jego chorobę. Gdzie tu sens filmu??? Nad czym te zachwyty???