Mieliście kiedyś taki dzień, w którym zatłuklibyście każdego, kto się do Was zbliży na zbyt małą odległość? Dzień w którym emocje byłby tak silne, że mieliście ochotę albo coś rozbić albo kogoś rozszarpać? Z pewnością tak. Jako, że wczoraj tuż po powrocie z miasta dokładnie się tak czułem, dlatego też film Schumachera wpasował się idealnie w mój humor. Opowiada on bowiem o Williamie, który przeżywa taki właśnie wkurzający, upalny poranek. Stoi w korku, pośród denerwujących, męczących ludzi, wśród zgiełku robót drogowych, otoczony okropnymi reklamami i ma dość. Tak strasznie dosyć wszystkiego, że puszczają mu nerwy, porzuca swój samochód i wyrusza w miasto...
"Upadek" składa się z trzech przeplatających się wątków - faceta, który pieszo przemierza całe miasto wyładowując po drodze swoją frustrację, kobiety, która przygotowuje w domu urodziny dla swojej córeczki, oraz policjanta, który spędza ostatni dzień w pracy, bo odchodzi na wcześniejszą emeryturę. Te trzy historie złączą się w odpowiednim czasie w jedną całość. Film Schumachera rozwija się dość niespiesznie, choć konsekwentnie i udaje mu się utrzymać odpowiednie napięcie przez cały czas trwania seansu. Duża zasługa w tym Michaela Douglasa, który nie przesadza ze swoją rolą, dzięki czemu widzimy, że jego bohater jest wkurzony, ale nie przekracza cienkiej granicy szaleństwa.
"Upadek" to obraz mówiący o wariactwie dzisiejszego świata, o upadku wzorców, mądrości, jakichkolwiek zasad poprawnego zachowania. Najstraszniejsze jest chyba w nim jednak to, że pomimo iż powstał on ponad 15 lat temu, to mamy wrażenie jakby zrealizowano go dosłownie niedawno, bo wnioski z niego płynące i obraz współczesnego społeczeństwa jest niestety wciąż aktualny. Schumacher pokazuje absurdy naszego świata, jego paradoksy, pokazuje świat który kompletnie zwariował i pędzi w zastraszającym tempie w kierunku chaosu. Pokazuje niedowartościowanych, niedocenionych, zagubionych ludzi, którzy żyją wyłącznie dla siebie, dbając wyłącznie o swoje potrzeby. Świat w którym nie liczy się prawda, uczciwość, szczerość, a najważniejszy jest przychód, zysk i grubość portfela...
Co ciekawe, bardziej zastanawiające w tym filmie były dla mnie zachowania postronnych ludzi, aniżeli głównego bohatera. Ich wściekłość, niechęć, całkowite odrzucenie, od samego początku. I nie chodzi mi tu o sytuacje, gdy Will ma ze sobą broń bo wtedy takie reakcje są oczywiste, tylko o zwykłe momenty jak np. wtedy gdy rozmawia przez telefon, a wśród okolicznych przechodniów pojawia się gniew, wściekłość i inne całkowicie niekontrolowane emocje. Tak jakby wszyscy dookoła byli bardziej szaleni niż główny bohater.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że czegoś w tym filmie jednak zabrakło. Bo jak na thriller, to trochę za mało tutaj akcji oraz napięcia, za to jak na dramat to brakuje tu większej ilości poważnych przemyśleń i wniosków. Bohater chodzi od miejsca do miejsca, zmierzając przez długi czas w sobie tylko znanym kierunku, napotykając na kolejne problemy, denerwując się na ten świat oraz ludzi w nim żyjących, ale całość nie jest przez to mądrzejsza. Wnioski nasuwają się tu bowiem same, jednakże nic więcej z nich nie wynika, są to jedynie obserwacje zwykłego życia w mieście. Są one trochę jakby produktem ubocznym, pewnym dodatkiem, który wyszedł twórcom przez przypadek, nieumyślnie. Oczywiście dobrze, że są ale jak dla mnie było ich jednak trochę za mało...
6/10