Oto link do wywiadu z Veronique, praprawnuczką Gastona Leroux, która twierdzi że Upiór i christine istnieli naprawdę:
http://www.ladyghost.com/veronique.html
Hm, ciekawe.
Myślę, że jako dziennikarz Leroux mógł opierać swą powieść na faktach, ale co jest prawdziwe? Może i istniał taki człowiek jak Upiór, ale myślę, ze jego wygląd i cała historia jest wytworem jego wyobraźni niż prawdziwego wydarzenia.
Upiór Opery istniał. Nie był on, jak w to długo wierzono, wytworem wyobraźni artystów, podejrzeniami dyrektorów, czy głupstwem zrodzonym we wrażliwych głowach młodych baletniczek, ich matek, bileterek, garderobianych czy dozorczyń. Nie, on istniał namacalnie, choć przywdział wszystkie zewnętrzne cechy upiora, a ściślej mówiąc, cienia.
Kiedy zacząłem wertować archiwa Narodowej Akademii Muzyki, uderzyła mnie przede wszystkim zbieżność wydarzeń przypisywanych upiorowi oraz pewnej tajemniczej, a zdumiewającej tragedii. I niebawem doszedłem do wniosku, że racjonalnie można chyba wyjaśnić jedno drugim.
Prawda docierała do mnie powoli, co krok natykałem się na zdarzenia zgoła niewytłumaczalne na pierwszy rzut oka. Miałem chęć zaprzestać tej wyczerpującej pracy. Zdobyłem jednak w końcu dowód na to, że nie myliły mnie przeczucia, kiedy upewniłem się, iż upiór Opery był czymś więcej niż tylko duchem.
Tego dnia spędziłem wiele godzin nad „Pamiętnikami dyrektora Opery” pióra nader sceptycznego Armanda Moncharmin, który niczego nie pojął podczas krótkiego zarządzania Operą, nawet gdy padł ofiarą zadziwiającej operacji finansowej dokonanej wewnątrz zamkniętej koperty.
Kiedy zdesperowany wychodziłem z biblioteki, spotkałem przemiłego
administratora Akademii Muzyki, gawędzącego z rześkim i pełnym wdzięku
staruszkiem, nijakim panem Faure, tym samym, co prowadził śledztwo w sprawie
Chagny'ego. od dawna go poszukiwałem, nie wiedząc że przebywał za granicą,
skąd właśnie wrócił. Spędziliśmy razem cały wieczór. Faure jeszcze raz
opowiedział mi wszystkie wydarzenia z owego okresu, wspominając przy okazji
o pewnym Persie, którego uznał za nawiedzonego.
Ja z tą opinią się nie zgadzam, postanowiłem przeto Persa odszukać, co
mi się w końcu udało.... On też dostarczył mi część dowodów, których
autentyczność sprawdziłem w sposób miarodajny.
Zbieranie mojej dokumentacji zakończyło się w chwili, gdy w podziemiach
gmachu opery dokonano niewiarygodnego odkrycia. Otóż podczas prac w
piwnicach odkopano ludzki szkielet! A ja natychmiast zyskałem pewność, że to
zwłoki upiora opery.
Oficjalnie utrzymuje się wprawdzie, iż to jedna z ofiar Komuny, ja jednak
wiem, że nieszczęśnicy wtedy zmasakrowani w podziemiach Opery spoczywają w
innej części piwnic, co stwierdziłem szukając ciała upiora. Ale o tym mowa
będzie dalej...
początek książki :]
pod paryską operą rzeczywiście znajduje się jezioro. I zdaje się, że rzeczywiście znaleziono tam wieloletniego trupa (w książce Opera nie spłonęła, a Upiór umarł w jej podziemiach). Jednak to wcale nie oznacza, że musiał on być Erykiem. Zwłoki w podziemiach (bezpieczne miejsce, gdzie nikt za często nie zagląda) miesca publicznego (gdzie wstęp ma praktycznie każdy) mogą należeć do każdego, kto zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Możliwe, że żył tam kiedyś Upiór, ale pewnie cała ta historia nie była równie efektowna, co w książce
Tak czy siak kocham tę powieść i jej najnowszą ekranizację. Spektakl w Romie schałturzyli
Incydent z żyrandolem również zdarzyl się naprawdę. Krysztalowy żyrandol wiszący nad widownią Opery Garnier raz się byl urwał i poszedl w publikę. Prasa nie podaje tylko czy pętal się tam wtedy zamaskowany osobnik w pelerynie ;)
W pewnym wywiadzie w wnuczką pisarza, ona powiedziała,że jej dziadek zwarł 50% prawdy... Może ta historia nie była tak efektowna, ale przecież możliwe,że jakiś oszpecony mężczyzna nieszczęśliwie zakochał się w jakijś kobiecie, która odrzuciła go dla jakiegoś lalusia... Wtedy mi jest jeszcze bardziej smutno...
Powiedzmy, że możliwe (aczkolwiek mało prawdopodone),że:
a) oszpecony mężczyna zamieszkuje w podziemiach Opery Paryskiej (o których wiemy, że naprawdę istnieją);
b) mężczyna ten jest utalentowanym śpiewakiem (w końcu na swój dom wybrał OPERĘ);
c) zakochuje się on w młodej śpiewaczce;
d) udziela jej potajemnie lekcji (niekoniecznie jako Anioł Muzyki...)
e) w dziewczynie tej zakochany jest też pewien wicehrabia.
Oczywiście autor, którego nazwiska chyba nigdy nie uda mi się zapamiętac, mógł ubarwic historię, jaka wydarzyła się zaupełnie gdzie indziej. Wiele bym też dała, żeby się dowiedziec, czy nie istaniała kiedyś całkowicie rzeczywista i realna śpiewaczka imieniem Christine Daae.
Swoją drogą, to chyba między innymi na tym polega urok całej opowieści - człowiek zastanawia się, ile było w niej prawdy.
W książce było,że co prawda Eryk śpiewał,ale był też architektem- może Leroux ubarwił tę postać tak,że dał mu piekny głos, ale przecież oszpecony architekt mógł żyć. Zawarł tam 50% prawdy( załóżmy,że tak zrobił). Nie musiał urodzic sie taki-mógł zostac tak oszpecony wyniku wypadku. Mógł zakochać się, a ona wybrała innego, albo po prostu nie potrafiła pokochac kogoś z taką twarzą.Podobno Leroux zmienił imiona postaci, podobno była jakaś śpiewaczka o inicjałach C.D( też o tym czytałam w necie)ni i był incydent z żyrandolem...Ale o większości z tych rzeczy mozemy powiedzieć tylko podobno... Pewnie nigdy nie dowiemy się czy w tej opowieści była choć cząstka prawdy, a jeśli tak to jak ta historia naprawdę miała przebieg-chciałabym wiedzieć. Bo jeśli to wydarzyło się naprawdę to musiał byc znacznie ciekawsze, poruszające i smutne niż wszystkie książki czy filmy...
Mi się wydaje, że Leroux mógł po prostu zainspirowac się podziemnym jeziorem, spadającym żyrandolem i (ewentualnie) znikającą śpiewaczką (zwyczajmni znikającą, nie prosto ze sceny w trakcie przedstawienia), a całą historię Eryka zmyślił. To chyba najbardziej prawdopodobne
Ale podobno kiedyś w podziemiach paryskiej opery znaleziona naprawdę szkielet ze zniekształconą czaszką...Choć oczywiście to nie musi by prawda, tego już nigdy się nie dowiemy
Fragment baśni Hansa Ch. Andersena "Pod wierzbą": "Był tam dywan, firanki zwieszające się aż do ziemi, prawdziwy pluszowy fotel, a naokoło stały kwiaty, wisiały obrazy i lustro, do którego się miało ochotę wejść, tak było duże jak drzwi." (tłumaczenie S. Beylin). Bohaterka tej historii zostaje słynną diwą operową, a cała baśń dotyczy (jak to często u Andersena) nieszczęśliwej miłości.
Gdy Leroux pisze o dzieciństwie Christine i Raula, mówi o opowieściach północy, ale wymienia tylko jedno konkretne nazwisko - właśnie Andersena. Podejrzane.