Nie rozumiem dlaczego film nazywa się Taken skoro tylko dwie pierwsze części traktują o porwaniach . Ale jak rozumiem chodzi o ciągłość przekazu. Co jednak mierzi mnie najbardziej to zabieg,który wykonali na biednym Stewarcie. W pierwszej części podstrzały biznesmen służący radą i pomocą i dbający o Kim jak o własną córkę, W drugiej jakby nie istniejący powraca w trzeciej z nową twarzą młodszą o jakieś 20 lat i zupełnie odmienionym charakterem mafioza/zabójcy/psychopaty. Tego nie moglam przeżyć. Już chyba zabrakło im pomysłów A kolejny odgrzewany kotlet słusznie uznali za nudny i przewidywalny. Ale chyba wolałabym to niż stek absurdów