Film Morela rozczarowuje i wciąga jednocześnie, budząc w widzu skrajne odczucia. Historia wydaje się przewidywalna. Siedemnastoletnia Kim pragnie polecieć do Paryża z przyjaciółką, równie bezmyślną jak ona sama, zatem nie wróży to nic dobrego. Matka, dziwnie niesprzeciwiająca się planom córki, zgadza się od razu. Trudniej jest natomiast z ojcem, będącym nadopiekuńczym tatusiem na emeryturze, niegdyś pracującym dla rządu. Morze łez przekonują jednak ojca. Córka żegna się na lotnisku z przyklejonym uśmiechem na twarzy i słowami „kocham was” na ustach. Jest cukierkowo, irytująco i nudno. Ale do czasu. Kiedy już przełkniemy infantylizm Kim, chłód jej matki i niezrozumiały tok myślenia oraz Liama Neesona w roli podstarzałego McGyvera akcja zaczyna się zagęszczać. Można oczywiście złośliwie czepiać się wielu scen i nie do końca trafnych wyborów, chociażby Neesona w roli niezmordowanego macho – szpiega, któremu wiarygodniej wychodzi granie negocjatora pod krawatem, niżeli speca od zadań wszelakich. Jednak w połowie filmu widz zauważa, że kibicuje głównemu bohaterowi. Ba! Czasem nawet podskoczy ze złością, że coś nie wyszło.
Akcja staje się wartka, montaż w miarę szybki, godny dobrego thrillera, a muzyka, choć chwilami wydaje się niespójna współgra z coraz bardziej brutalnymi scenami. Po wyjściu z kina można poczuć co najmniej kilka rzeczy, mianowicie: spadek adrenaliny, poczucie, że był to dobrze „skrojony” thriller oraz rozczarowanie końcem odstającym od trzymającej w napięciu akcji, co psuje całokształt i tak niedoskonałego filmu. Jednak nie można mieć wszyskiego...
Cóż być może faktycznie koniec nastąpił nieco za szybko i przyszedł
głównemu bohaterowi nieco za łatwo, jednak myślę, że w obliczu wszystkich
niewątpliwych zalet tego filmu takie "nieco" można przełknąć.
A jego niewątpliwe zalety to moim zdaniem: wartka, trzymająca w napięciu
akcja opierająca się nie na efektach, a na wydarzeniach (co spotykamy już
coraz rzadziej w kinie sensacyjnym), montaż, zdjęcia i choreografia scen
walk i pościgów, moim zdaniem na bardzo wysokim poziomie, zwłaszcza jeśli
chodzi o montaż, oraz (i tu się z Tobą nie zgodzę) Liam Neeson w roli
głównej. Moim zdaniem bardzo dobrze tu pasował. To nie miała być przecież
postać w stylu Rambo czy Johna McClaine'a, ale raczej człowiek, którego nie
podejrzewałabyś o bycie szpiegiem gdybyś go spotkała na ulicy i tę rolę
Neeson wygrywał znakomicie.