po latach blisko 20 musiałem zweryfikować swoją ocenę Spellbound (na niekorzyść, niestety). Hitchcocka zawsze oglądam chętnie, ale nie udaje mi się to bez uzbrojenia się w odpowiedni dystans i przymrużenie oka. Dla mnie jest takim mistrzem "na rozum", podręcznikowym, ale jak się uczciwie przyjrzeć jego filmom, to zazwyczaj nie wygląda to wszystko najlepiej i często trąci myszką. Nigdy nie rozumiałem zachwytu francuskich nowofalowców nad Hitchem. Podobno był taki perfekcyjny, dbał o każdy szczegół, o spójność. Ok, ale co to są za detale i jakiej fabule służą... otóż często obrażającej inteligencję widza i kinowy smak. W 'Urzeczonej' roi się od bzdur i naiwności, a całość "brzmi" jak łopatologiczny podręcznik psychoanalizy dla początkujących. Niektóre sceny jak żywcem wyjęte z Monty Pythona - antycypowanego o 20 parę lat ;) Gra Ingrid koszmarna i w ogóle prowadzenie aktorów słabe (i to robi genialny reżyser?), jak w przeciętnym hollywoodzkim gniocie.Fajnie się ogląda (jak to Hitch), intryga - mimo że infantylna - jakoś tam wciąga. Ale, zaprawdę, z szacunku dla mej kinomańskiej duszy, dystansuję się.