Nie w kwestii fabuły, ale wykonania. Może trochę za mało efekciarstwa, spodziwałam się więcej w tego typu produkcji. Oczywiście to ma też swoje dobre strony, bo skupiamy się na przesłaniu filmu, wiem wiem ;)
Ale ogólnie bardzo dobry, nie wiem dlaczego wszędzie tak po nim jeżdżą, a już nagłówki "Natalie Portman - gwiazda w kiepskim filmie" na onet.pl totalnie mnie rozbroiły. Ehhhh czego ci ludzie chcą??
Czego ludzie chca...hmmm...moze spodziewali sie prostego, hollywodzkiego filmu akcji a dostali film nad ktorym trzeba bylo pomyslec i to ich przeroslo? Tak bywa niestety :)
Odnosnie efektow... mnie rowniez troche zdziwil minimalizm w tej kwestii, moze dlatego ze jak sie widzi naziwsko "Wachowski" to od razu przychodzi na mysl Matrix, ale nie odebralem tego negatywnie. Tak jak napisales - to pozwala lepiej sie skupic na przeslaniu i do tego pozbawia film "fanów", ktorzy i tak nic z niego nie zrozumieli ale beda mowic ze byl fajny bo fajnie sie bili. Sceny akcji jesli juz byly to mialy swoj klimat... zamiast efekciarstwa byla w nich jakas taka poetycka delikatnosc (mowie tu o koncowej scenie, w ktorej V walczy sztyletami i widac jak w charakterystyczny sposob sztylety zostawiaja slad po sobie w powietrzu).
tak tak, ślady po sztyletach - to było ciekawe :) chociaż... przypominało ślady po kulach w "Matrixie", ale jako że "Matrixa" nr 1 nie uważam za zły film, wręcz przeciwnie, tak więc nie mam nic przeciwko takim zabiegom :)
I w sumie też trochę znalazłam sobie sama wytłumaczenie co do ilości efektów. Wydaje mi się, że V zabijał swe ofiary w sposób mało widowiskowy, ponieważ autorzy filmu chcieli podkreślić DLACZEGO zabija, a nie JAK zabija. W dodatku - pozostawienie róży świadczy o naturze bardziej romantyka niż terminatora.
I tak mi się wydaje, że w "Vendetcie" jest przemoc, ale jej nie ma, tzn. więcej się o niej mówi, niż się jej pokazuje. A to też jest nowatorskie jak na Hollywood i film o terroryście i szacunek za to :)