...kiedy Evey *uwaga spoiler*...
dowiedziała się, że to w rzeczywistości V ją więził i torturował? Czy jej reakcja i późniejsza akceptacja tego co jej zrobił jest do przełknięcia? A jak to wygląda u Moore'a?
Bo z tego, co zrozumiałam zrobił to z 3 powodów:
1. na początku powiedziała mu, że chciałaby sie pozbyć strachu
2. chciał jej pokazać jak sam cierpiał
3. chyba jednak trochę się odegrał za jej zdradę
a może tylko pierwsza odpowiedź jest właściwa...a może żadna z nich?
Ja myśle że w tym nie było żądnego odgrywania . Moim zdaniem czyniąc to wyzwolił ją. Sprawił żę przestała odczuwać strach. Ale fakt faktem nie spodziewałem się tego. Niesety jak u Moore'a było nie wiem. Nie czytam komiksów stety/niestety. Film mi sie podobał obawiałem sie że bedzie to kolejna kiczowata wersja ekranizacji. Jedyne co na co mógłbym narzekać to brak przeniesienia estetyki komiksowej. Tak jak np udało to się w Sin City, najlepszej moim zdaniem ekranizacji komiksu. Jeszcze tylko napisze że scena w której oddział ostrzeliwuje V strasznie mi się skojarzyła z Matrixem.
Myśle, że należy też dodać 4. Uwięził ją aby wywołać u niej chęć zemsty, która dla V była najważniejsza.
*znów spoiler*
No tak. ale co by się stało, gdyby miała się tez na nim odegrać? Czy wobec tego było mu wszystko jedno, na kim będzie chciała się mścić? Bo przecież w momencie, kiedy mówiła, że nie zdradzi V, jeszcze nie wiedziała, że właśnie siedzi naprzeciw niego. No i jak to jest w komiksie???
Przede wszystkim ludziom nie zaznajomionym w komiksie trzeba wyjaśnić jedno: film ma całkiem inne zakończenie niż komiks. Nawet V ginie postrzelony przez inną osobę (ci, którzy znają tylko film NIGDY nie zgadli by przez kogo). A już na pewno nie mogę darować twórcom filmu pozbawienia nas możliwości ujrzenia przedśmiertnej gehenny komendanta Prothero, na której ujrzenie tak bardzo liczyłem w tej ekranizacji (srodze się zawiodłem... :(). Innymi słowy - jeden z wielu świetnych pomysłów Moore'a z kart komiksu, który nie został przeniesiony na celuloid. Jednak odpowiadając (nie liczcie jednak na jakikolwiek spojler ;))... Tortury, którym poddał V Evey mają związek przyczynowo skutkowy mający w przyszłości zaowocować czymś co w filmie nie zostało nawet zarysowane, a co jest nad wyraz dokładnie ukazane w ostatnich kadrach tej znakomitej graphic novel. Nie mam zamiaru spojlerować i objaśniać, bo jak mniemam po obejrzeniu "V jak Vendetta"- filmu, część widzów zechce sięgnąć po "V jak vendetta"- komiks. Muszę jednak pochwalić odpowiedź Pablito, bo był on najbliżej prawdy, choć nieco się z nią rozminął.
"Tortury, którym poddał V Evey mają związek przyczynowo skutkowy mający w przyszłości zaowocować czymś co w filmie nie zostało nawet zarysowane, a co jest nad wyraz dokładnie ukazane w ostatnich kadrach tej znakomitej graphic novel."
- czyli jednak miałam nosa, aby trochę podrążyć w tej kwestii...ale co mam zrobić, żeby to trochę rozjaśnić - czy rzeczywiście zajrzenie do komiksu jest jedynym wyjściem? (nie żebym się wzbraniała przed przeczytaniem:P). Film widziałam raz i chcę wiedzieć czy coś mi nie umknęło...
Bez przesady. :) Film nie jest aż tak rozbudowany i niejednoznaczny jak jego pierwowzór, a co za tym idzie nie trzeba go zbyt wnikliwie oglądać. A co zrobić żeby trochę rozjaśnić sobie umysł? Zdecydowanie sięgnąć po komiks "V jak vendetta" i na własne oczęta ujrzeć rzeczy, których z niewiadomych przyczyn twórcy nie zamieścili w filmie, jak np. wspomniana i w pełni zasłużona gehenna Prothero, bardzo nietypowe upodobania i hobby co główniejszych członków rządu, zobaczysz jak V gra na pianinie i śpiewa o "balu s...synów - szatańskim kabarecie", dowiesz się w jaki sposób więzień obozu koncentracyjnego mógł zniszczyć swoje więzienie i zabić część prześladowców (z pewnością niejednego widza filmu zastanowiło skąd ten uwięziony facio miał dostęp do materiałów wybuchowych, których z pewnością w obozie koncentr... ups, obozie przjściowym ;) być nie mogło) czy wreszcie zobaczyć Evey zdejmującą maskę swojego wybawcy... No i te zakończenie pokazujące, że nie wszystkie rzeczy mogą się ot tak zakoczyć i czasem trzeba je troszkę sprowokować. Film to zdecydowanie "V jak Victory" zaś komiks do końca pozostaje "V jak vendetta". I nie ma, że boli. Osobiście gwarantuję, że po lekturze ten komiks zostawi po sobie niezdefiniowalne COŚ, a Ty uznasz że warto w swoim życiu społecznym coś zmienić. Ot, choćby zaniechasz chodzenia na wybory... Niby mała rzecz, a cieszy ;)