Po pierwszym obejrzeniu chyba nie jestem w stanie pojąć jego sensu. Z tego co przeczytałem na tym forum, większość z udzielających się na nim też nie jest w stanie. Interpretacje tu wysuwane często wydają mi się mocno naciągane i wątłe. Myślę, że mylą się Ci którzy wtłoczyli całkowicie ten film w ramy własnego światopoglądu, systemu pojęć i wyobrażeń i na takiej podstawie próbują go sobie wyjaśnić. To pójście na łatwiznę. To zakrzywia, zniekształca obraz przekazu, tej "wiedzy tajemnej" której przeczucie towarzyszyło mi przez cały seans (a być może jej tam wcale nie ma, może to tylko złudzenie, atmosfera wytworzona przez odpowiednie zabiegi?). Istota wizji czy myśli twórcy może być tylko jedna. Jak już wspomniałem sam nie potrafię jej odkryć, jednak intuicja podpowiada mi, że wartość kluczową, może mieć zrozumienie chyba najbardziej tajemniczego motywu całego filmu. Chodzi mi mianowicie o sytuację z wikingiem który w tajemniczych okolicznościach znika i w równie niewyjaśniony sposób pojawia się znowu, wyglądając już jednak jak tubylec i zachowując się obłędnie. Co więcej okazuje się, że owy wiking, podobnie jak chłopiec, słyszy Jednookiego. Może jakieś pomysły na rozwikłanie tej zagadki?
Przyznam, że mnie też zaintrygował. Dla mnie film jest poniekąd historią religii w pigułce aż do czasu zmierzchu wszystkich bogów... a przynajmniej tylko tak potrafię go zrozumieć. Zaczynami wśród Wikingów, kultu siły, walki i "odchodzenia w chwale" aby trafić do Valhalli. Szybko przenosimy się w towarzystwo chrześcijan z ich pięknymi ideami i dobrym Bogiem na czele... z czasem idee więdną i gdy docierają do Nowego Świata pozostaje fanatyzm, wynaturzenie i zwątpienie. Część ekipy odwraca się od Boga i zaczyna podążać za starą wiarą albo jakąkolwiek wiarą (tak rozumiem scenę podążania za Jednookim), ale wkrótce dostrzegają, że nie ma to sensu. Pozostaje główny bohater i mały chłopiec... Śmierć Jednookiego jest zmierzchem starych bogów... on nie odchodzi w walce, nie odchodzi jako wojownik zapewniając sobie miejsce w Valhalli... on się poddaje, poświęca aby przetrwać mógł chłopiec... nowa era, nowe pokolenia, nowe spojrzenie na świat. Taki mało spektakularny Ragnarok... bogowie i bohaterowie umierającego świata odchodzą aby mógł narodzić się nowy świat...
Co do zaginionego Wikinga... ja bym to rozumiała jako eklektyzm - ze zderzenia dwóch odmiennych kultur powstaje coś nowego, coś co przypomina obie kultury wyjściowe, ale żadną z nich tak do końca nie jest. Na terenach Nowego Świata tak powstało chociażby voodoo. Co do tego dlaczego nasz zaginiony Wiking słyszy Jednookiego... to by się trzeba było zastanowić kim właściwie jest Jednooki. Czytałam, że wiele osób w nim widzi symbol pogańskich religii. Coś na pewno w tym jest. Wydaje mi się jednak, że nie jest przypadkiem iż JEDNOoki trafia do towarzystwa ludzi wierzących w JEDNEGO Boga. Dla mnie Jednooki jest symbolem wszystkich religii, wiary w siłę wyższą, której nie da się pokonać (był przecież niezwyciężonym wojownikiem). Kiedy zaginiony Wiking zaczyna go słyszeć dla mnie jest to symbol zrozumienia, że poza podziałami na różne religie wszystkich ludzi wierzących w cokolwiek łączy fakt, że wierzą w coś większego od nich... wszyscy słyszą głos jednej wiary. Eklektyzm religijny jest prawdopodobnie bliższy takiemu poglądowi niż którakolwiek religia w jej pierwotnym kształcie.
No i pozostaje kwestia tubylców... kluczowy dla mnie w zrozumieniu co sobą reprezentują jest moment kiedy używa się w stosunku do nich określenia "prymitywni"... dla mnie symbolizują pierwotne ludzkie instynkty... religia zostaje więc pokonana przez pierwotną ludzką naturę.
Oczywiście to jedynie takie moje luźne przemyślenia na temat tego filmy, który mnie absolutnie zauroczył i absolutnie sobie nie przypisuję monopolu na rację.
Zaznaczam, że filmu jeszcze nie oglądałem, ale jak zobaczyłem konstruktywną wypowiedź to aż z chęcia przeczytalem.
Wielkim błędem jest doszukiwanie się przez ludzi symbolizmu, często w prostych sytuacjach. Jednooki wcale nie musi być symbolem wszystkich religii etc. Jednooki, czyli - jak się domyślam z realiów filmu i Waszych wypowiedzi jest Odynem, czyli jak również wiadomo, Wszechojcem itp itd. Uważany za ojca również przecież BOGÓW, poza tym najtrafniej stwierdzić, że to ludzie kreują bogów.
Gwen, wydaje mi się, że Twoje szukanie spójności między JEDNOokim a JEDNYM Bogiem jest troche naciągane. Odyn oddał oko, by "widzieć więcej" nie doszukuj się tu wielkiego symbolizmu i nawiązywania do Boga czy to chrześcijańskiego, czy jakiegokolwiek innego :)
Pozdrawiam.
Dla mnie w tym filmie nie jest tak ważny wątek religijny, który traktuję jako przyczynek do opowiedzenia uniwersalnej historii o samotności człowieka i obojętnym na ludzkość świecie. Poczucia zagrożenia i niepewności, które towarzyszy ludziom od zawsze. Dla mnie ten film jest genialny a jego moc kryje się w wielu warstwach, w których widz może wybierać. Reżyser oddał ówczesny świat w takiej formie, w jakiej ja bym go sobie wyobrażała. Nie to, co widzimy w "hollywódzkich" produkcjach poruszających się w tym obszarze. Przede wszystkim wrogość natury, samotność, zagubienie, szczególnie widoczne w scenie na łódce. No i obłęd, chaos. Kompletne fiasko i niezrozumienie otaczającego świata. Polecam wszystkim, którzy uważają, że przez rozwój technologii ludzkość straciła kontakt z naturą. Ten film pokazuje naturę jako potężną siłę obojętną na małego człowieka i jego śmieszne plany zapanowania nad światem.
SPOILER!
A teraz pytanie do koleżanek i kolegów którzy oglądali ten film. Pamiętacie ten moment w Ameryce Północnej, gdy napili się czegoś z tych butelek? Co oni pili, bo potem nastąpiła seria onirycznych wizji, nie do końca dla mnie czytelnych. Czy Jednooki wzniósł ołtarz dla swojego boga? Bo przyszłość przewidywał już wcześniej. Czy on tam pojechał by zginąć? Czy chłopiec rzeczywiście mówił w jego imieniu? Ciekawa jestem Waszych opinii:)
Dla mnie ten film to 10/10. Wdeptał mnie w fotel. Potrafię jednak zrozumieć, że wiele osób mojego zachwytu nie podziela:)
Przeczytałem spoiler. Ale nie spoilował chyba dużo. Jeśli Ameryka Północna to może być coś z peyotlem związane, jesli napisałas Północna a pomyliło Ci się z Południową, to na 99% autorowi chodziło o Ayahuasce ;)
rzecz w tym, że ci wikingowie przywieźli to ze sobą, ten napój. No i obstawiam, że była to Ameryka Pólnocna, sądząc po wyglądzie tubylców i przyrodzie. Peyotl jest tutaj raczej mało prawdopodobny
mam identyczne odczucia i przemyślenia co Gwenhwyvar. . Wiedziony od początku tytułem i słowami na początku "był człowiek i natura, potem człowiek przyniósł krzyże i najechał pogan po krańce ziemi" nie wiem czy dobrze przetłumaczyłem, ale sens w miarę oddałem, nastawiłem się na tematykę religijną. Z drugiej strony ten film to przede wszystkim klimat, praca kamery, aktorzy, wstawki albo się polubi albo i nie. w odbiorze rzeczywiście łatwy nie jest. Ja się wziąłem za niego no bo kurcze reżyser Drive, Bronson średniawego Pusher 2 no to kurcze! Bardzo wszechstronne ma te filmy. Valhalla nie wiem czy zły czy dobry, tego typu film który głównie opiera się na wytworzonym klimacie i jeśli nie lubi sie czegoś takiego to będzie 1/10. Dla mnie spoko technicznie, klimat, może szału filmik nie robi ale jak mówiłem ciekawie jest zobaczyć inne filmy Reefn,a
prawda @Dawid_19. Film przeznaczony dla fanów klimatycznych, specyficznych, ale też z drugiej strony ambitnych filmów - bo dla mnie Valhalla takim filmem jest.
Tylko zastanawia mnie to....wierzący w Chrystusa wikingowie...? Coś tu nie pasi. Chyba, że ja mam braki jakieś...mnie to pasuje bardziej na celtów/druidów z czego ci drudzy prędzej w późniejszych czasach swojego istnienia mieli do czynienia z chrześcijaństwem...oświećcie mnie, jeśli coś namieszałam...
btw - to jest jeden z tych lepszych filmów Refn'a ;)
Chętnie bym odpowiedział w kwestiach dotyczących historii, ale musisz dokładniej napisać o co Ci dokładnie chodzi. :D
no chodzi mi o to, że opis filmu jest zły - bo niby Jednooki spotkał wikingów - dobra zgadzam się, że wikingowie szleli niegdyś na morzu i na lądach...ale nie byli chrześcijanami,a ci ziomkowie z filmu chrześcijanie, do ziemi świętej chcieli płynąć itd. Więęęęęc chyba chodziło o celtów ( ale z tego co wiem, też za chrześcijaństwem nie szaleli), albo po prostu to byli to jacyś wojownicy z ziem brytanii - co jest bardziej możliwe. Amen
anyway - dobry film ;) uf.
Niejednoznaczności przy interpretacji filmu są jego atutem. Beż dwóch zdań Jednooki ma być odniesieniem do Odyna, podróż przez religie drogą w poszukiwaniu czegoś wyższego przez człowieka, do tego mieszanie się eklektyczne wiary czy kultur.
Ale dla mnie to po prostu opowieść o poszukiwaniu siebie. I prawdy o sobie.Oraz poświęceniu. Może staram się niepotrzebnie pomijać symbolikę, upraszczając przez to historię. Choć chyba jej przy tym nie spłycam.
Już trzy razy zmieniałem ocenę filmu. Dla mnie to też jego atut :)
Na to wygląda ;)
Właśnie, moja interpretacja jest podobna. Jednooki dużo przeszedł, by móc znaleźć swój cel w życiu, swoje miejsce i po co żyje. Od walk o przetrwanie, do styczności z chrześcijanami i podróży na nieznane lądy.
Niesamowity film.
Dzięki.
O Celtach w tym czasie można mówić w kontekście Walii, Szkocji i Irlandii (ostatecznie Bretanii). I faktycznie Irlandia była chrześcijańska już od V wieku (był to bodajże pierwszy nierzymski kraj który trwale przyjął chrześcijaństwo), Szkocja, która występuje w filmie jako zamieszkała przez pogan stała się chrześcijańska (po wcześniejszych, nieudanych próbach ewangelizacji z IV wieku) wraz z wyparciem stąd Piktów przez irlandzkich Szkotów (VI wiek chyba), Walia wówczas również była już chrześcijańska (irlandzką wersją chrześcijaństwa, inną od rzymskiej, zduszoną w późniejszych czasach) i po raz pierwszy słyszę o jakimś oporze Celtów względem nowej religii. Może się mylę. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Zapytasz, dlaczego? Nie wiem czy puszczasz sobie czasem napisy końcowe, ja robię to bardzo często ze względu na klimatyczną muzykę która wówczas leci. Tam też kiedy pojawia się wypis aktorów pierwsi są aktorzy z grupy zatytułowanej "chrystian vikings". Także nie ma wątpliwości chyba kogo spotyka Jednooki. :) Co do chrześcijaństwa wikingów - większość państw skandynawskich przyjęła chrzest w X wieku (choć katolicyzmowi nie szło tam tak gładko jak np. w Polsce) jest to okres zakończenia ich nieregularnych, niekontrolowanych, zbójeckich napadów i migracji twających przynajmniej od 8 czerwca 793 roku i powstania pierwszych wczesnofeudalnych organizmów państwowych które to ośrodki stały się organizatorami kolejnych zamorskich wypraw i podbojów, ale już o trochę innym charakterze. O związku Normanów z Ziemią Świętą pisałem trochę tutaj - http://www.filmweb.pl/film/Valhalla%3A+Mroczny+wojownik-2009-391382/discussion/N iezwykła+podróż,1736370
Mam nadzieję, że to trochę wyjaśnia. :P
Noooooooo, nareszcie! wyjaśnia i to dużo! Dzięki stary! ;) miałam nieco o tych klimatach na studiach, ale i tak mało zapamiętałam z zajęć :P
Mam pewne braki... ;<
Dzięki wielkie! Take Care!
A mój pomysł interpretacyjny jest taki:
Jednooki to Odyn, a więc symbol religii pogańskiej.
Wikingowie to chrześcijanie.
Tubylcy to symbol samej czystej natury - pojawiają się znikąd, atakują znikąd, niby ich przez 99% filmu nie widać, ale jednak są cały czas gdzieś obecni i wykonują swoje wyroki. Są wszechogarniającą naturą.
Chłopiec to natomiast symbol humanizmu, nie jest związany z żadną religią, tylko kieruje się sumieniem, dlatego np. karmi więźnia. Ponadto jest czysty, nieskalany złym uczynkiem, to to także symbol nowego życia.
Te cztery elementy wchodzą ze sobą w interakcje, Refn je także hierarchizuje:
Chrześcijanie nie mają nic wspólnego z Bogiem. Tym krzyżowcom zależy tylko na kasie, łupach. Wyjątkiem jest ten dziadek-fanatyk, który wykrzykuje, że zbuduje "swoją Jerozolimę" - jemu nie chodzi o bogactwa, ale o chwałę, sławę. W każdym razie to nie są chrześcijanie, tylko obłudni imperatorzy. Ponad nimi jest Jednooki, który "widzi więcej". Religia pogańska jest o wiele bardziej uduchowiona od chrześcijańskiej. Jest jednak także bardzo brutalna, a więc nie ma prawa bytu w "nowym, chrześcijańskim świecie". Dlatego ponad wszelkimi religiami jest natura, jakaś czysta, nieokiełznana siła, od której nie ma ucieczki. Jednooki z racji swojej rozwiniętej duchowości wie o tym, dlatego nie walczy z tymi tubylcami. Poddaje się prawom natury, a może także czemuś w rodzaju przeznaczenia. Jedną osobą, jaka wychodzi z tego piekła cało, jest chłopiec, który tak jak już napisałam, nie jest skalany żadną ideologią, kieruje się zwykłym humanizmem. Refn jakby krytykuje wszelkie religie i za wartościowe uważa tylko ludzkie sumienie.
Ja to widzę tak. Jednak wydaje mi się, że ta kwestia fabularna naprawdę nie jest u Refna taka istotna. To przede wszystkim formalista, albo "mistrz stylizacji", jak go ktoś pięknie nazwał. W jego filmach nie jest ważne co zostaje opowiedziane, ale w jaki sposób. Liczy się niesamowity klimat, enigmatyczny bohater, zabawa gatunkiem (w Drive było to kino gangsterskie, a tutaj Refn mocno czerpie z estetyki horroru). No i te cudowne, jednolite kolorystycznie, statyczne ujęcia, które tworzą wrażenie psychodeliczno-oniryczne! Ja się w tym przede wszystkim kocham.
Ponieważ mam w pamięci Drive, który jest jednym z dwóch moich ulubionych filmów zeszłego roku (jemu dałam 9/10). Drive mnie porwał, Valhalla nie. W Drive jest o wiele więcej smaczków, więcej odwołań gatunkowych, całość jest hipnotyzująca. Warstwa fabularna także nie była taka ważna, jednak o wiele bardziej rozbudowana, więc za pięknym wykonaniem szła też wkręcająca historia. W Valhalli jest trochę pod tym względem nudno - reżyser zostawia naprawdę wiele niedookreślonych miejsc i pasuje tu wiele kluczy interpretacyjnych, jednak umówmy się, żaden z nich nie jest zbyt odkrywczy. Po prostu przyjemność oglądania jest tu sporo mniejsza, niż w przypadku filmu późniejszego. Ale powiedzmy, że to już kwestia upodobań. W każdym razie na pewno zapoznam się także z pozostałymi filmami Refna, bo to chyba jeden z ciekawszych, bardziej wyrazistych, młodych reżyserów.
Moi drodzy, zwłaszcza beatlesowko19 (ciekawie było przeczytać Twoje przemyślenia na temat "Valhalli", choć interpretacja Gwenhwyvar również jest bardzo ciekawa - obydwie zresztą, przynajmniej moim zdaniem, pasują do siebie...).
Wspominacie o INNYCH filmach N. W. Refna. Miałem tę - nieukrywaną - przyjemność zetknąć się z jego twórczością dalece wcześniej zanim świetne "Drive" trafiło na ekrany naszych kin. Bynajmniej, nie mam na myśli trylogii "Pusher" (której, skądinąd, jeszcze w ogóle nie widziałem), ale film pt. "Fear X". Ładnych parę lat temu był on pokazywany w ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Reakcja publiczności na niego była najwyraźniej taka sobie - skoro nie wygrał w Plebiscycie Publiczności (zresztą, kto tam wygrywa...), ale dla mnie osobiście był on swego rodzaju odkryciem: odkryciem "nowego Lyncha", kogoś, na kogo - bez względu na jego (zamierzone bądź nie) podobieństwo do innych uznanych twórców - po prostu trzeba bacznie zwracać uwagę. Do dziś bardzo miło wspominam tamto dzieło, choć - jak powiedziałem - widziałem je ledwie raz i to ładnych parę lat temu (pamięć więc też już nie taka... :)).
Powtarzam: "Fear X". Nie wiem, gdzie będziecie mogli go znaleźć. I ciekaw jestem Waszych opinii. Ja - nie zdradzając niczego - mogę powiedzieć tylko tyle: nie myślałem, że podziemne garaże i nagrania z ich monitoringu mogą aż tak straszyć (bez konotacji z aktualną rzeczywistością :)). Pan Refn już w tamtym filmie umożliwił nam obcowanie z dziełem, któremu nic absolutnie zarzucić nie można wytworzonemu klimatowi i dziwnej niejednoznaczności.
Na pewno uzupełnię filmografię Refna, duńskie kino niewiarygodnie mnie pociąga. Dobrze, że "Drive" otrzymał tę palmę w Cannes - gdyby nie to, w Polsce do Refna dotarliby chyba tylko koneserzy... A wracając do "Valhalli" - mimo że akurat tu mnie Refn na kolana nie powalił, to jestem pod wrażeniem właśnie tej "dziwnej niejednoznaczności". W Jednookim jedni widzą Odyna, drudzy Jezusa, i obie te interpretacje pasują, mimo ogromnej rozbieżności. Sam reżyser nie pomaga i pozostaje równie enigmatyczny, co jego bohaterowie. "Valhalla" jest dla mnie orzechem trudnym do zgryzienia - mam jakiś swój pomysł interpretacyjny, ale gdy czytam wypowiedzi innych filmwebowiczów dochodzę do wniosku, że nie wiem, o czym jest ten film. Refn stworzył coś bardzo pojemnego. Chyba że zwyczajnie brakuje mi jakiejś ważnej wiedzy, aby uzupełnić te niedookreślone miejsca. Budzi się ze mnie przez to jakiś rodzaj irytacji, bo jeśli coś jest o wszystkim, to często jest o niczym. Z drugiej strony nie powinno się czegoś umieszczać w ścisłych ramach jednego wzorca interpretacyjnego, bo można film zubożyć. Jak rzadko z którym filmem, nie wiem, co z nim zrobić ;p Chciałam napisać jego recenzję, jednak boję się, że wszelkie próby jego opisania zwyczajnie zrobią mu krzywdę. Jetem ciekawa, na ile Refn to zrobił specjalnie - czy to celowa gra reżysera z widzem, czy jednak jakaś nieudolność warsztatowa? Czy może jednak nieudolność widza? Moja nieudolność? Hm.
Obejrzę ten film po raz drugi ,po przeczytaniu całej dyskusji na temat kontekstu historycznego wychodzi na to ,że na tej lekcji byłem na chorobowym albo co...Dla mnie liczy się klimat i ogólne wrażenie ,nie kolejne warstwy do przeanalizowania .W życiu nie spotkałem nikogo ,kto oglądając film jest w stanie zapamiętać imiona wszystkich bohaterów oraz szczegóły i niuanse akcji .Spróbuję się z filmem "na zimno"...