Film otwiera rewelacyjna scena z udziałem Toma Cruisa i.....opustoszałych ulic Nowego Jorku. Czy ma symbolizować samotność i pustkę wewnętrzną bohatera ? Chyba tak, choć Christopher, wydawać by się mogło ma wielu przyjaciół i szczególnie przyjaciółek. Od początku jest doskonale. Akcja rozkręca się w niezłym tempie, intryga osacza głównego bohatera ze wszystkich stron, mnożą się fałszywe tropy, nie wiadomo co jest jawą a co snem. Kolorytu dodaje jeszcze świetna ścieżka dźwiękowa i dobre aktorstwo. I kiedy z niecierpliwością i złością spowodowaną brakiem dokładniejszej możliwości kojarzenia faktów i z zainteresowaniem oczekujemy jakiegoś wyjaśnienia sprawy czar pryska ! Akcja zwalnia zupełnie, przedłużając całą historię, reżyser wprowadza niepotrzebne wątki, a największe rozczarowanie przynosi zakończenie. Dla mnie zbyt banalne i zbyt "fantastyczne" żeby je zaakceptować. Dałem się wciągnąć w świetną intrygę, dałem się uwieść reżyserowi i scenarzyście, uwierzyłem w bohaterów filmu i zapłaciłem największą karę jaką może zapłacić widz - ROZCZAROWANIE.
CHRISTOFER???
czy Ty w ogóle oglądałeś/aś ten film??? Przecież Tom Cruise nie gra tam żadnego Christofera tylko Davida Ames'a !!!
CHRISTOFER???
Koleś, czy Ty w ogóle oglądałeś ten film??? Przecież Tom Cruise nie gra tam żadnego Christofera tylko Davida Ames''a !!!