Trochę za długi i za dużo w tym powtórki z rozrywki, by czuć dużą przyjemność z oglądania. Przez sporą część filmu opiera się na znanych kliszach z tego typu horrorów. Różnica może być jedynie taka, że mamy nieco inne realia i czuć tą hiszpańskość, inny temperament, inny styl życia. Ale to samo w sobie nie może być powodem do podwyższania oceny dla tego filmu.
Reżyser [REC] ma jednak na tyle bogaty warsztat, że siądzie. Nawet jeśli często używa ogranych motywów (eksploatowane do porzygu seanse spirytystyczne, plansze Ouija, opętanie, wszechwiedząca zakonnica, motyw muzyczny kluczowy dla seansu), to robi to w sposób sprawny i przekonujący. Potrafi kreować atmosferę grozy nie w jeden, czy na dwa sposoby, ma szerszy warsztat. Mnie osobiście zakończenie filmu nie porwało i jakoś specjalnie nie zaskoczyło. Za to bardziej podobała mi się warstwa społeczna, dramat jaki się tutaj rozgrywał. Czy to jeśli spojrzy się na relację matki ze swoją najstarszą córkę, czy to na to, jak wiele na swych barkach musiała nieść Veronica i być niejako matką dla swych młodszych sióstr, czy też to jak utrata jednego ze swoich rodziców przekłada się na późniejsze życie dzieci. Generalnie można by wymienić tego więcej, ale podobało mi się jak twórcy na poważnie podeszli do tych tematów, i wcale nie „na łepka”, a dość wnikliwie. Horror rozgrywa się tak naprawdę „wokół” tych wydarzeń i wcale bym nie powiedział, żeby wysuwał się na pierwszy plan. Aha, no i pochwalić należy grę aktorską, ogólnie cała obsada gra równo, choć wyróżnia się rzecz jasna Sandra Escacena w tytułowej roli.