Od czego by tu zacząć?? Bardzo lubię francuskie kino, bardzo lubię filmy z zagadką w tle i bardzo nie lubię Gerarda Depardieu, nie wiem dlaczego, ale tak jest.
Więc tak od razu może zacznę -kilmat Vidocq'a jest podobny do 'Braterstwa Wilków', ale tamto było lżejsze, mniej przeładowane efektami i bez tego cuda techniki (nie myślę tu bynajmniej o Gerardzie). I po tamtym nie bolały mnie oczy przez cały dzień (ach, te zbliżenia twarzy-szczególnie Gerarda)
Scenariusz był z serii tych bardzo oklepanych i tnedencyjnych (oo, bardzo), aczkolwiek przejęłam się losami biednego pana Vidocq'a. Ale ile razy można ludzi zamęczać zagadką, w której mordercą jest 'cudownie zmartwychstały syn z poprzedniego małżeństwa zabitego kochanka głównej bohaterki, która okazuje się być podwójnym szpiegiem i na końcu odkrywamy, że jest mężczyzną'?? No, trochę mnie poniosło, bo tu jest z deczka prościej, niemniej jednak bez polotu- zakończenie przemilczę. Ale swoją drogą- ten Alchemik miał pomysły, co?? Scena w jego 'laboratorium' to jakaś wariacja na temat doktora Frankensteina??
Jak wspomniałam - z nieuzasadnionych przyczyn nie lubię Gerarda D. i chyba trudno mi się dziwić uśmiechowi politowania w scenie, gdy tenże wykonuje akrobacje rodem z 'Matrixa' przy dość obfitym 'życiorysie'. Zabawne to było, hehe.
A zdjęcia?? Mam wrażenie, że ten film zrobiony był właśnie dlatego- słynny przerost formy nad treścią (w "Asterixie..' dało się to znieść, tu gorzej...). Kolory wlewają się w ekran, roznoszą go, nie pozwalają się na dłuższą metę skupić na konteplacji XIX-wiecznego Paryża. A kilka scen dawało przedsmak tego, co moglibyśmy zobaczyć :brud, nędza, zatłoczone uliczki, ulicznice, robotnicy, plebs.
I jeszcze jedno- muzyka. Dla mnie bardzo ważny element filmu. A tu dostaliśmy sieczkę z: Batmana, Draculi, czegoś na kształt kryminału i wielu innych. Mnie to osobiście irytowało.
I tak suma sumarum- nic specjalnego, Francuzów stać na coś więcej, a szczególnie na mniej debilny scenariusz.