wczoraj wraz z kolegą (fanatykiem literatury i wszystkiego co rosyjskie) byłem na Volkodavie i (mimo że to fantasy) potraktowałem go jako świetną komedię :) ale teraz co do samego filmu...
Nie wiem jak ktoś śmiał porównywać ten film z "Władcą Pierścieni" - w porównaniu do niego Volkodav to bajeczka dla dzieci.
Treść i fabuła były całkiem dobre, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia... Chodzi mi tu o przedstawienie akcji przez reżysera, gdyż gra aktorska była również całkiem dobra. Film byłby super, gdyby nie żałosne (moim zdaniem) "efekty specjalne". Już w pierwszych scenach ukazała nam się wyspa z miastem "wyjęta z painta" :) To jeszcze nic. Kolejno była scena walki głównego bohatera z Żadogą (czy jak mu tam). Po odcięciu ręki, wypłynął strumień czerwonej substancji pod takim ciśnieniem, że sięgał aż do nieba. Mało tego, poszkodowany uciekł z szybkością sprintera, wsiadł na koń i... przyjechał do "swoich", gdzie praktycznie od razu czekała na niego sztuczna ręka :D Sceny walki były jak (w filmach amerykańskich) sprzed kilku lat. Niektóre sceny były tak podobne, a właściwie wprost wyjęte z "Władcy...". Ostatnia scena bitewna (a w zasadzie walka bohatera z Moraną) przypomniała mi walkę Gandalfa z Balrogiem.
Zresztą - sami zobaczcie i oceńcie, ale ja nie wydałbym na ten film 20 mln dolarów.
PS: Rosjanki (szczególnie kniazieńka) są śliczne. Poza tym, zastanawia mnie ta mysz, znaczy nietoperz latający pod słońce... Tak jakby nie mogli sobie wziąć np. kanarka, albo najlepiej drosophila melanogastis :P